Gears of War: Judgment

W historii serii Gears of War nastała nowa era. Ogromny w niej udział mają Polacy, a dokładnie pracownicy warszawskiego studia People Can Fly.

Po zakończeniu trylogii, której głównym bohaterem był Marcus Fenix, Epic Games postanowiło dokonać przetasowania. Dalsze losy cyklu Gears of War powierzyło polskiemu zespołowi People Can Fly, znanemu z takich gier, jak (doceniony) Painkiller czy (niedoceniony) Bulletstorm. Niektórzy powiedzą: "ee, jaki to polski zespół?". Owszem, jego właścicielem od kilku miesięcy jest już Epic Games, a w jego składzie zabrakło najważniejszych osób z Adrianem Chmielarzem na czele, ale to w dalszym ciągu ekipa uzdolnionych Polaków (choć nie tylko), którym wypada kibicować. Ale i uczciwie rozliczyć.

Reklama

Gears of War: Judgment jest prequelem dla dotychczasowej trylogii. Przenosimy się w niej do okresu na trzydzieści dni po tym, jak na świat wyszła paskudna Szarańcza - ta, z którą toczyliśmy tak krwawe boje w poprzednich trzech częściach i z którą przyjdzie nam stoczyć jeszcze (co najmniej) jedną krwawą walkę. Choć tym razem bez udziału Marcusa Feniksa. Autorzy w roli głównego protagonisty osadzili w Gears of War: Judgment znanego już miłośnikom serii Damona Bairda. Wśród jego kompanów spotykamy także innego "dawnego znajomego" - Augustusa Cole'a. Poza nimi są również zupełnie nowe postacie - Paduk oraz Sofia. Przygotowana przez scenarzystów historia została przedstawiona w formie retrospekcji. Każdy ze wspomnianych członków oddziału Kilo jest kolejno przesłuchiwany w sprawie niesubordynacji. I każdym po kolei mamy okazję pobiegać i postrzelać. Pomysł bardzo fajny, jedynie wykonanie mogłoby być lepsze. Bo cóż z tego, że bohaterów jest kilku, skoro wszyscy opowiadają tę samą historię? Gdybyśmy za każdym razem mogli prześledzić wydarzenia z zupełnie innej perspektywy, byłoby o wiele, wiele lepiej. Poza tym, nie ma co kryć, że fabularnie Gears of War: Judgment to typowy średniak - z przebłyskami, ale raczej sztampowy.

Jeśli jednak przymkniemy oko na fabułę, uzyskamy obraz shootera dynamicznego, wciągającego, rozgrywanego w szybkim tempie. Gears of War: Judgment narzuca nam jeszcze większe obroty niż poprzednicy. Aby to osiągnąć, People Can Fly musiało co nieco pozmieniać. I tak na przykład zmodyfikowało sterowanie. Pomiędzy typami broni (których nosimy w sumie dwa) przełączamy się błyskawicznie, inny przycisk odpowiada za rzut granatem. Nie zmieniła się jedna z najważniejszych rzeczy, a mianowicie konieczność ciągłego przyklejania się do ścian, ale cała zabawa wyraźnie zwiększyła swoją dynamikę. Przeciwników do rozstrzelania jest cała masa (wśród nich większość znanych odmian Szarańczy, jak również nowy rodzaj - Furiarz), a broń zyskała na sile rażenia.

People Can Fly zawarło w Gears of War: Judgment system oceny poczynań gracza, przywodzący na myśl ich poprzednie dzieło - Bulletstorma. Czym lepiej idzie nam eliminowanie kolejnych zastępów Szarańczy, tym lepsze noty uzyskujemy. To oczywiście zwiększa żywotność kampanii, którą "hardkorowi" gracze będą przechodzić po kilka razy, śrubując uzyskane wcześniej wyniki. Ponadto twórcy wprowadzili modyfikatory - specjalne utrudnienia, na które możemy się zdecydować przed każdą misją, takie jak ograniczająca widoczność burza piaskowa czy zwiększona liczba wrogów.

Jednak z czasem w Gears of War: Judgment zaczynają doskwierać pewne niedociągnięcia. Zauważą z pewnością, że struktura kolejnych plansz jest nie tylko prosta, ale również powtarzalna. Autorzy cały czas powielają następujący schemat - biegniemy przed siebie, rozprawiamy się z hordą Szarańczy, biegniemy przed siebie, rozprawiamy się z hordą Szarańczy... i tak na okrągło. Po spędzeniu z grą paru godzin nie sposób nie stwierdzić, że osoby odpowiedzialne za sztuczną inteligencję przeciwników nie przyłożyły się należycie do swojej pracy. Siła Szarańczy tkwi tutaj tylko i wyłącznie w ilości, nie w sprycie czy przebiegłości.

Nie zmienia to jednak faktu, że strzelanie do niej sprawia mnóstwo radości - zarówno w pojedynkę, jak i na spółkę z innymi graczami. W grze poza kampanią znalazł się także multiplayer oraz opcja kooperacji. Obydwa zdecydowanie warto wypróbować. Ogrom zabawy gwarantowany, zwłaszcza w trybie Natarcie, łączącym w sobie atuty znanych z poprzedniej części Bestii oraz Hordy.

Gears of War: Judgment wygląda bardzo ładnie. Wśród modeli postaci czy projektów lokacji na próżno szukać takich, które warte byłyby wyróżnienia, ale ogólne wrażenie jest bez mała pozytywne. Gra wygląda co najmniej tak dobrze, jak "trójka".

People Can Fly wykonało kawał dobrej roboty. Gears of War "po polsku" nie są najlepszą odsłoną serii - powiedziałbym wręcz, że są gorsze niż trzy poprzednie, opracowane przez Epic Games - ale bez wątpienia powinien je wypróbować każdy fan "Gearsów" oraz wartkich strzelanek. "Nasi" na pewno nie mają się czego wstydzić, a kilka wprowadzonych przez nich rozwiązań może się podobać.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Gears of War: Judgment | People Can Fly | Strzelanki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy