Na konsolę Xbox One i komputery powraca Gears of War, kultowa seria strzelanek. Czy najnowsza odsłona robi tak niebywałe wrażenie jak w 2006 roku? Odpowiedź w recenzji.
Dziesięć lat temu Gears of War zostało okrzyknięte pierwszą, prawdziwą grą nowej generacji konsol (mowa o konsola Xbox 360 i PlayStation 3). Gra Epic Games dała wtedy wszystkim obiecywaną przez Microsoft nową jakości. W 2006 roku "Gearsy" dostarczyły świetną mechanikę zabawy, doskonałą oprawę i fantastyczne tryby dla wielu graczy. W 2016 roku, po dwóch kontynuacjach i jednej pobocznej odsłonie, Gears of War powraca. Jak bardzo epicki jest ten comeback?
Wojna lepsza niż nietrwały pokój
Od konfliktu z Szarańczą (główni "źli" z poprzednich części) minęło 25 lat. Cena zwycięstwa była wysoka. Planetą targają groźne burze elektromagnetyczne, brakuje surowców, a niedobitki ludzkości mieszkają w wielkich metropoliach. Kto sprzeciwia się nowej władzy, ten staje się outsiderem i musi żyć poza - dosłownie - murami chroniącymi przed burzami. Jednym z takich rebeliantów jest J.D. Fenix, syn głównego bohatera pierwszej trylogii. Poznajemy go w momencie, kiedy wraz ze swoimi kompanami rusza szabrować jedną z baz założonych przez kontrolujący wszystko rząd. Szybko okazuje się, że ludzkość nie może już spać spokojnie - trzeba będzie zmierzyć się z kolejnym niebezpieczeństwem.
Fabuła zawsze miała charakter drugorzędny w przypadku Gears of War. Tym razem nie jest inaczej, ale wreszcie ktoś zadbał o lepiej napisany scenariusz, lepsze dialogi i ciekawsze postacie kobiece niż w poprzednich, mocno napędzanych testosteronem, odsłonach. Gra ma klimat - tego nie sposób jej odmówić. Przemierzamy opanowane przez dziwne istoty gotyckie katedry, walczymy w trakcie burzy magnetycznej z batalionem robotów i odkrywany tajemnice opustoszałej (pozornie) kopalni. Świetna oprawa audiowizualna i doskonała mechanika zabawy dopełniają całości. W Gears of War 4 gra się tak dobrze jak w cześć pierwszą.
Wojna dla wielu osób
Nie ma rzecz jasna mowy o rewolucji - trzon rozgrywki to kopia gry sprzed 10 lat, odpowiednio podrasowana, aby utrzymać dzisiejsze standardy. Takie "staroszkolne" podejście ma swoje plusy, bo cały tryb fabularny możemy przejść w dwie osoby, na jednej konsoli, w trybie podzielonego ekranu - rewelacja. Alternatywnie, możemy grać z innymi po sieci, przechodząc kampanię. Niewiele gier oferuje jeszcze takie atrakcje. Tym bardziej cieszy, że nowe "Girsy" trzymają się zasad wprowadzonych przez kultową "Jedynkę".
Zabawa dla wielu graczy to również nowa wersja trybu Horda, w którym wraz z czterema innymi kompanami bronimy się przed kolejnymi falami przeciwników. W Gears of War 4 szaleństwo (w najlepszym tego słowa znaczeniu) trybu Horda 3.0 doprowadzono do perfekcji - to doskonały dodatek do właściwej gry, chociaż dla wielu to będzie główny cel ich zabawy. On, lub inny z trybów dla kilku graczy. Pod względem sekcji multiplayer Gears of War nadal oferuje bardzo dużo, więcej niż sama kampania. Bez wątpienia tryby sieciowe sprawią, że gracze będą nieustannie wracali do tego świata. Twórcy już zapowiedzieli dodatkowe mapy, tryby i pełne wsparcie dla społeczności.
Omawiany tytuł korzysta z dwóch interesujących technologii - HDR i Xbox Play Anywhere. Pierwsze rozwiązanie, HDR, to nowa technologia obrazu, który gwarantuje wysoką rozpiętość tonalną i niebywałe kolory. Do odpalenia HDR-u potrzebny jest specjalny telewizor i konsola Xbox One S. A Xbox Play Anywhere? Cyfrowa kopia Gears of War 4 w wersji na Windows 10 lub Xboksa One, umożliwia rozgrywkę na obu platformach. Łącznie z synchronizacją zapisanych stanów gry w chmurze.
Wojna zaczęta od nowa
Błędem byłoby oceniać Gears of War 4 wyłącznie przez pryzmat genialnej części pierwszej. Tamtego sukcesu i klimatu nie da się odtworzyć. Deweloperzy realizujący cześć czwartą wzięli najlepsze elementy poprzednich odsłon, dodali własne rozwiązania (w sumie niewiele) i zwyczajnie stworzyli bardzo dobrą strzelankę, jeden z najciekawszych tytułów tego roku i alternatywę dla robionych na jedno kopyto gier FPS. To naprawdę dużo, zatem - bierzmy karabin w dłoń i ruszajmy z okrzykiem na ustach do boju.