Gears 5 - recenzja

Gears 5 /materiały prasowe

​Gears (już nie "of War") 5 to nowe otwarcie tej serii, choć w dobrze znanej postaci. Są i nowinki, ale twórcy starali się nie przedobrzyć.

Gracze decydujący, którą konsolę kupić, przede wszystkim na podstawie liczby i jakości exclusive'ów, które się na nią ukazują, od dawna mają ułatwione zadanie. Na tym polu Xbox One przegrywa z PlayStation 4 z kretesem (żeby nie powiedzieć - z Kratosem) i w tej generacji nic się już raczej nie zmieni. Jednak pojedyncze jaskółki, takie jak Gears 5, sprawiają, że myślę cieplej o konsoli Microsoftu. Jak dobrze, że nie musiałem wybierać pomiędzy Xboksem a PlayStation, bo istnieje spora szansa, że musiałbym wówczas nowe "Gearsy" pominąć. I byłaby to duża strata!

Reklama

Gears 5 powinny zadowolić nawet tych, którzy od zawsze grali w tę serię między innymi ze względu na Markusa Feniksa. Choć nie ma go już z nami, scenarzystom udało się stworzyć historię, która trzyma w napięciu od początku aż do samego końca. Podobnie jak do tej pory, jest to opowieść o walce ludzi z Szarańczę, która opanowuje naszą planetę kawałek po kawałku, starając się doprowadzić do końca ludzkości. Nasi pobratymcy się nie poddają, choć sytuacja wygląda dość beznadziejnie. Jednak nie myślcie, że w Gears 5 przyjdzie wam stoczyć kolejną walkę na froncie.

Główną bohaterką mianowano tutaj Kait Diaz. To postać, którą możecie kojarzyć z poprzedniej części serii (i której - trzeba to przyznać - sporo brakuje do Markusa). Nie chcę opowiadać zbyt wiele o tym, co czeka ją w "piątce", żeby nie popsuć wam zabawy. Zdradzę tylko, że jest to kontynuacja i następstwo wydarzeń, których świadkami byliśmy pod koniec "czwórki". Już za chwilę (za kilka godzin, bo ukończenie całej gry to kwestia dwóch-trzech wieczorów) nasza protagonistka odegra prawdopodobnie swoją rolę życia. Choć już od początku można się spodziewać, w jakim kierunku potoczy się opowieść, autorom udaje się zaskoczyć gracza kilkoma poważnymi zwrotami akcji.

A skoro padło już słowo "akcja", to przejdźmy do samej rozgrywki. Gears 5 oferuje podobne doznania do poprzednich części serii. Co prawda, twórcy wprowadzili w nich elementy otwartego świata (początek jest mocno liniowy, ale później otrzymujemy większą swobodę w eksploracji, a także zadania poboczne, które możemy wykonać, ale nie musimy), jak również położyli większy nacisk na rozgrywkę wieloosobową (samą kampanię możemy przejść nawet we trzy osoby), ale w gruncie rzeczy to stare, dobre "Gearsy". Zabawa jest niezwykle efektowna, dynamiczna i intensywna. Strzelaniny są naprawdę wartkie, przypominając nam, że mamy do czynienia z prawdziwym królem trzecioosobowych shooterów. Gra jest także różnorodna - autorzy co jakiś czas zaskakują nas fragmentami, podczas których mechanika ulega zmianie.

Większą rolę niż dotychczas odgrywa robot Jack. Gdy zdecydujemy się grać we trójkę, dwie osoby wcielają się w bohaterów, a trzecia kieruje właśnie Jackiem, który zapewnia swoim kompanom wsparcie. Wykorzystuje do tego kilka cennych umiejętności, pozwalających na wykrywanie zagrożenia, oślepanie przeciwników, a nawet atakowanie ich. Przydaje się także podczas spokojniejszych etapów, kiedy to może dostać się do położonego gdzieś wysoko przełącznika czy zebrać leżące w pobliżu przedmioty. Co więcej, z czasem możemy go ulepszać.

Kampania dla pojedynczego gracza w Gears 5 jest świetna - sprawia dużo przyjemności, wzbudza emocje i pozostaje w pamięci. Jest ciekawa, dynamiczna i różnorodna, a do tego dojrzała i ambitna. To dokładnie to, czego oczekiwałem. Jednak danie główne to w tym przypadku nie single, a multiplayer. W module wieloosobowym znalazło się kilka trybów rozgrywki. Nie mogło zabraknąć Hordy, w której odpieramy kolejne, coraz zacieklejsze ataki wroga (w międzyczasie zdobywamy coraz lepsze wyposażenie i rozbudowujemy fortyfikacje). Nowością jest Ucieczka, w której trzyosobowa drużyna musi najpierw podłożyć ładunki wybuchowe w gniazdach Szarańczy, a następnie uciec, pokonując przy tym dziesiątki przeciwników. Gracze mogą też po prostu wziąć udział w potyczce PvP.

Może to niewiele, ale każdy z trybów jest naprawdę dopracowany, a do tego twórcy udostępnili edytor, w którym możemy tworzyć nowe mapy (także sami twórcy będą dodawać z czasem nowe plansze). Multiplayer w Gears 5 zapowiada się bardzo dobrze. Piszę "zapowiada się", ponieważ grę testowałem jeszcze przed premierą, kiedy to na serwerach zwyczajnie brakowało ludzi. Myślę jednak, że w najbliższych dniach sytuacja się rozwinie.

Gears 5 to gra, która zarówno świetnie wygląda, jak i świetnie działa. Testując ją na dobrej klasy pececie, mogłem się cieszyć najwyższymi detalami. A jest wówczas na co patrzeć. Modele postaci, otoczenie, efekty specjalne, tekstury - to wszystko stoi na najwyższym poziomie. Spokojnie mogłem też osiągnąć stałe 60 klatek na sekundę, nie musząc specjalnie obcinać jakości grafiki. Z ciekawości uruchomiłem grę także na niskich ustawieniach i byłem zaskoczony, że na nich w dalszym ciągu wyglądała naprawdę przyzwoicie. Tak więc nawet posiadacze mocno przeciętnych komputerów mogą śmiało odpalić Gears 5 u siebie. Albo zrobić to na Xboksie One, na którym optymalizacja jest absolutnie wzorowa.

"Wzorowa" to dobre określenie także dla Gears 5 jako kontynuacji całej serii. Nie licząc przeciętnej kreacji głównej bohaterki (sorry, Kait, ale do Markusa ci daleko) i nieco gorszej pierwszej połówki gry, trudno wymienić jakiekolwiek poważniejsze wady. A zalet - całe mnóstwo! Zresztą...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Gears 5
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy