Frostpunk - recenzja

Frostpunk /materiały prasowe

​Pewnie każdy z was zna This War of Mine - grę przygodowo-mikrostrategiczną, w której kierowaliśmy garstką ocalałych w ogarniętym wojną mieście. Średnia ocen na Metacriticu: 83/100, szacunkowa sprzedaż na poziomie 3 milionów kopii.

Krótko rzecz ujmując - sukces przez wielkie "s". Nie ma się co dziwić, że warszawiacy poszli za ciosem i stworzyli kolejną grę, która koncentruje się na mikrozarządzaniu oraz ponurej historii i atmosferze. Przedstawiamy Frostpunk!

W nowej grze 11bit Studios poznajemy apokaliptyczną wizję przyszłości. Kulę ziemską ogarnął przeraźliwy mróz, który doprowadził do śmierci prawie całej ludzkości. Jedna z grup, która przetrwała (jest to zaledwie garstka), skryła się w w rozpadlinie na północ od Londynu.

W jej centralnym punkcie znajduje się generator, którego działanie (lub jego brak) determinuje przyszłość ocalałych. To, czy uda im się przetrwać, zależy oczywiście już od nas i od podejmowanych przez nas decyzji.

Reklama

Jakie zadania spoczywają na naszych barkach? Przede wszystkim musimy znaleźć ludzi, których będziemy mogli włączyć do naszej niewielkiej społeczności. W tym celu wysyłamy w świat zwiadowców.

Następnie tych, których będziemy mieli pod swoimi skrzydłami, przydzielamy do określonych obowiązków. Jednak aby mogli je wypełniać i aby nasza osada mogła funkcjonować, konieczne są surowce - węgiel, drewno czy stal.

Zarządzać musimy także nastrojami panującymi wśród mieszkańców. W pierwszej kolejności powinniśmy dbać o to, aby było im ciepło i aby mieli co jeść. Członków społeczności określają także dwa czynniki: niezadowolenie oraz nadzieja. Nie możemy dopuścić do tego, by któryś z nich przekroczył krytyczny poziom. Nie jest to łatwe, ale... cóż, we Frostpunk nic nie jest łatwe.

W grze co i rusz podejmujemy trudne, niejednoznaczne decyzje. Jeśli - przykładowo - wydłużymy godziny pracy w naszej osadzie, zwiększy to produktywność, ale jednocześnie wpłynie negatywnie na nastroje mieszkańców (gra podpowiada, jaki efekt przyniesie określone działanie). Takich wyborów jest znacznie więcej i pozwalają one w dość dużym stopniu kreować sytuację. Czeka nas sporo moralnych dylematów, związanych z takimi zagadnieniami, jak wysyłanie dzieci do pracy, transplantacja organów czy eutanazja. Cieszy to, że gra pozwala nam być zarówno łaskawym przywódcą, jak i tyranem.

Na poziom trudności wpływa także to, że we Frostpunk bardzo szybko może nam czegokolwiek zabraknąć, a to z kolei może być opłakane w skutkach. Jeśli na przykład skończy nam się węgiel, nie będziemy mieli czym ogrzewać i produkcja zostanie wstrzymana. Wystarczy chwila nieuwagi, aby sytuacja wymknęła nam się spot kontroli. Frostpunk jest bez wątpienia - podobnie zresztą jak This War of Mine - grą trudną, a momentami wręcz arcytrudną.

Gdy już opanujecie mechanikę rządzącą Frostpunk na tyle, aby ukończyć pierwszy scenariusz, otrzymacie dostęp do dwóch kolejnych. W sumie zabawy jest więc całkiem sporo. Przejście podstawy zajęło nam niecałe sześć godzin, a na całość potrzebowaliśmy łącznie około dwunastu. To już w pełni satysfakcjonująca długość gry, a twórcy obiecują, że z czasem będą dodawać kolejne scenariusze (nie wiadomo, czy płatne, czy nie).

Frostpunk nie jest może grą tak wzruszającą, jak This War of Mine, ale wciąga tak samo, jak ona. Od pierwszej chwili byliśmy tak mocno zaangażowani w ratowanie grupki ocalałych, że nie potrafiliśmy odejść od komputera. Owszem, było trudno (i to na normalnym poziomie), ale zarazem ciekawie, różnorodnie i satysfakcjonująco. 11bit Studios stworzyło znakomitą strategię, której trudno cokolwiek zarzucić i której wróżymy podobny sukces, jak This War of Mine. Gra jest dostępna wyłącznie na pecetach, ale w przyszłości na pewno trafi na konsole.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama