Czy Fort Triumph to gra, którą zapamiętam na długo? Absolutnie nie. A czy Fort Triumph to gra, przy której długo (i dobrze) się bawiłem? Oj, tak!
Fort Triumph, produkcja maleńkiego studia CookieByte Entertainment, to dowód na to, że warto być zdeterminowanym w dążeniu do celu. Jej twórcy najpierw musieli poprosić samych graczy o wsparcie. Na Kickstarterze udało się zebrać 78 tysięcy dolarów. Można powiedzieć, że to niewiele, ale izraelski deweloper potrzebował ich jak rolnik deszczu. Gdy udało się doprowadzić projekt do satysfakcjonującego etapu, umieszczono go w programie wczesnego dostępu Steama. Tam spędził dwa lata, aby w końcu - w ubiegłym miesiącu - doczekać się premiery pełnej wersji. Ta wpadła w moje ręce, aby zatrzymać przed komputerem na dobrych kilka godzin (na których moja przygoda z nią pewnie się nie skończy).
Fort Triumph to taktyczne RPG, wzorowane na takich przebojach, jak XCOM czy Heroes of Might & Magic, okraszone dużą dawką humoru. Przenosimy się w nim do świata fantasy i obejmujemy kontrolę nad grupką najemników, która bierze na swoje barki zlecenie od pewnej szlachcianki, by po wielu latach próbowania zarobić wreszcie na godne życie. Niestety sprawy szybko się komplikują za sprawą gromady goblinów, a nasi śmiałkowie wpadają w tarapaty.
Ciąg dalszy tej historii nie zachwyca - ani treścią, ani formą. Poznajemy ją głównie za sprawą dialogów, przedstawionych w formie tekstów wyświetlanych u dołu ekranu. Autorom zabrakło budżetu na zaangażowanie aktorów głosowych, ale akurat temu się nie dziwię. Niemniej opowieść jest strawna, stanowi niezłe wzbogacenie rozgrywki, a od czasu do czasu potrafi nawet rozbawić. Myślę, że właśnie poczucie humoru scenarzysty to najmocniejsza strona przedstawionej historyjki, choć mogę też pochwalić go za stworzone postacie. Na pewno do plusów trzeba też zaliczyć tłumaczenie na język polski - nie tylko sam fakt, że o nie zadbano, ale także jego jakość.
Grę warto rozpocząć od samouczka, który umiejętnie wprowadza nas we wszystkie istotne mechaniki. Już na tym etapie zorientowałem się, że mam do czynienia z czymś w rodzaju XCOM-a w świecie fantasy, zmieszanego z odrobiną Heroes of Might & Magic. Zabawa polega przede wszystkim na przemierzaniu kolejnych lokacji (przy okazji warto wspomnieć, że plansze są generowane proceduralnie, a eksploracja jest podzielona na tury), zbieraniu surowców, rozbudowie zamku, rozwoju drużyny oraz toczeniu turowych potyczek. W założeniach wszystko brzmi prosto, ale diabeł tkwi w szczegółach. Z czasem do naszej drużyny dołączają kolejne postacie (reprezentujące różne klasy postaci: rycerzy, magów oraz łuczników), wszystkie z nich musimy nieustannie rozwijać, wykorzystując do tego zdobyte punkty doświadczenia oraz przedmioty, a podczas rozbudowy naszej fortecy i okalających ją terenów co i rusz podejmujemy istotne decyzje - co kupić i co wybudować. A i tak największe wyzwanie czeka na nas podczas...
... samych starć z wrogiem. W przeciwieństwie do części gry związanej z eksploracją planszy, zostały one przedstawione w trójwymiarowej grafice, w rzucie izometrycznym. Autorzy położyli w nich duży nacisk na taktykę oraz wykorzystanie umiejętności naszych bohaterów. W każdej turze możemy wykonać ruch, skorzystać ze zdolności czy wyprowadzić atak. Za każdą czynność płacimy punktami ruchu. Na każdej planszy znajdują się przeszkody, za którymi możemy się ukrywać, podobnie zresztą jak nasz wróg. Jednak można je także wykorzystać do zadawania obrażeń, np. obalając skałę na skrywającego się za nią oponenta. Szansę na zwycięstwo zwiększamy oczywiście także poprzez umiejętną współpracę pomiędzy członkami drużyny, jak również poprzez korzystanie z różnego rodzaju przedmiotów, eliksirów i artefaktów. Fort Triumph nie pozwoli twoim szarym komórkom zasnąć!
Fort Triumph ma kilka słabych stron, o których muszę wspomnieć. Interfejs jest ładny, ale mógłby być bardziej intuicyjny. Na przykład niektóre elementy powinny zostać mniej wyróżnione, inne bardziej. Przycisk "zakończ turę" podczas walk jest słabo widoczny, umiejscowiony w prawym dolnym rogu ekranu, a na mapie krainy trudno go nie zauważyć, ale znajduje się już blisko górnej krawędzi. To oczywiście drobnostka, ale nie jedyna. Co jeszcze? Podczas potyczek miałem pewne problemy z zaznaczaniem przeciwników, a ci potrafili wyprowadzić skuteczny atak z miejsca, z którego powinno to być niemożliwe. Plansze, które eksplorujemy, mogłyby być większe, a wydarzenia mniej powtarzalne. No i grafika - baśniowa, kolorowa, ale i... budżetowa. Ale niczego innego się nie spodziewałem. (Z kolei mile zaskoczyła mnie ścieżka dźwiękowa.)
Pomimo swoich bolączek Fort Triumph jest całkiem przyzwoitym, taktycznym RPG-iem, z wciągającą rozgrywką i kampanią na kilkanaście godzin, w której możemy pokierować łącznie czterema rasami. Zachęcająco brzmi także jej cena. Na Steamie można ją kupić za niespełna 90 złotych.