Fire Emblem Warriors: Three Hopes - recenzja. Obowiązkowa rzecz dla fanów jRPG

​Fire Emblem: Three Houses to bez wątpienia jedna z najlepszych gier, jakie trafiły na Switcha. Czy spin-off Fire Emblem Warriors: Three Hopes też jest wart uwagi?

Fire Emblem: Three Houses to gra, od której po prostu nie potrafiłem się oderwać, i jeden z najlepszych jRPG-ów w historii. Gdybym miał wymienić tytuły, dla których warto kupić Switcha, ten znalazłby się w pierwszej piątce. A może nawet trójce. Nie spodziewałem się, że Fire Emblem Warriors: Three Hopes zachwyci mnie aż tak bardzo, ale i tak z przyjemnością i zaciekawieniem podszedłem do tego spin-offu.

W przypadku Fire Emblem Warriors: Three Hopes określenie "spin-off" oznacza nie tylko odnogę od fabuły przedstawionej w Fire Emblem: Three Houses, ale także zupełnie odmienną rozgrywkę. Jednak zanim przejdziemy do gameplayu, parę słów o historii. W najnowszej grze studia Omega Force poznajemy alternatywną opowieść o kontynencie Fódlan oraz o toczącej się na nim wojnie. Główny bohater Fire Emblem: Three Houses jest tym razem... głównym złym. My zaś wcielamy się w zupełnie nową postać - najemnika (bądź najemniczkę), który ma go pokonać. Podczas trwającej ponad 30 godzin przygody poznajemy odwróconą do góry nogami wersję wydarzeń, ale to, jak opowieść się potoczy, zależy ponownie od tego, po której z trzech stron konfliktu staniemy.

Reklama

Fire Emblem Warriors: Three Hopes to naprawdę rozbudowana gra, która zaskoczy was liczbą dialogów oraz przerywników. Autorzy nie zmienili podejścia do opowiadania historii. Ten element - podobnie jak w Fire Emblem: Three Houses - wyeksponowano na pierwszym planie. A tuż obok postawiono rozgrywkę, zmieniając ją jednak zupełnie. Fire Emblem Warriors: Three Hopes nie jest jRPG-iem, tylko reprezentantem podgatunku wywodzącego się z Japonii - musou. Jeśli nie wiecie, co to takiego, spieszę z wyjaśnieniem. To taki hack'n'slash, w którym biegniemy od punktu do punktu, pokonując w pojedynkę całe zastępy wrogów. Charakterystycznym elementem gry są bossowie, stający na czele licznych grup przeciwników, a także korytarzowy charakter plansz.

Na graczy czeka więc dynamiczny gameplay, w którym większość czasu spędzamy na wywijaniu mieczem i stosowaniu specjalnych ataków, przyspieszających proces trzebienia wrogich wojsk. Co najważniejsze, starcia - pomimo że po czasie dość powtarzalne - dają sporo przyjemności. Wystarczy opanować kilka podstawowych połączeń, aby poczuć siłę drzemiącą w głównym bohaterze (albo głównej bohaterce). A przecież mamy do dyspozycji jeszcze ataki specjalne i moce do aktywowania. To musou w najlepszym wydaniu. Jeśli chcecie się przy nim dobrze (a nawet lepiej niż dobrze) bawić, musicie tylko dać mu nieco czasu.

A po co ten czas? Przede wszystkim musicie opanować sterowanie oraz odnaleźć się w zamieszaniu, które panuje na każdym polu walki. W Fire Emblem Warriors: Three Hopes musicie jednocześnie przeprowadzać ofensywę i pilnować tyłów, by nie utracić zdobytych uprzednio obszarów. Krótko mówiąc, dzieje się dużo i musicie być cały czas skupieni. W całym tym zamieszaniu znalazł się także element taktyczny. Ważny jest na przykład dobór kompanów, którymi steruje sztuczna inteligencja, ale nad którymi możemy w każdej chwili przejąć kontrolę. Sojusznikom wydajemy polecenia, takie jak na przykład zaatakowanie określonego oddziału wrogów. A to, kogo możemy wybrać do pełnienia tej funkcji, zależy od tego, za którą ze stron konfliktu się opowiemy.

W grze wprowadzono także parę elementów strategiczno-erpegowych. Ważną rolę pełni rozbudowa bazy wypadowej. Także nasze postacie z czasem rozwijamy. Dbamy ponadto o relacje z członkami drużyny - te mogą się poprawiać, ale i pogarszać. W pewnym momencie zaczynamy też wyruszać na wyprawy. Takich dodatkowych elementów znalazło się w Fire Emblem Warriors: Three Hopes całkiem sporo. To całkiem rozbudowane musou.

Fire Emblem Warriors: Three Hopes to zupełna odmiana od Fire Emblem: Three Houses. Zamiast turowych, ospałych (acz niesamowicie satysfakcjonujących) potyczek, mamy tu bardzo dobrze wykonane musou, w którym podczas walk trudno o chwilę wytchnienia. Co prawda po czasie nieco powtarzalne, ale w dalszym ciągu przyjemne i satysfakcjonujące. I z fabułą, która potrafi wciągnąć po czubek głowy.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy