Fell Seal: Arbiter's Mark - recenzja

​To niewiarygodne, że dwie osoby są w stanie stworzyć grę tak ciekawą, tak rozbudowaną i tak wciągającą, jak Fell Seal: Arbiter's Mark.

Ta taktyczna turówka w wykonaniu duetu skrywającego się pod nazwą 6 Eyes Studio już od jakiegoś czasu była dostępna w programie Early Access na Steamie. Jednak dopiero pod koniec kwietnia światło dzienne ujrzała jej pełna wersja - i to nie tylko ta na pecety, ale również ta na konsole PlayStation 4 oraz Xbox One. Ja miałem okazję przyjrzeć się bliżej grze w wydaniu na konsolę Sony.

W Fell Seal: Arbiter's Mark przenosimy się do fantastycznego świata, w którym rządy sprawują potężne istoty skupione w jednym miejscu - radzie nieśmiertelnych. Łącznikami pomiędzy nimi a śmiertelnikami są sędziowie, którzy pilnują tego, by prawa ustanowione przez "tych na górze" były przestrzegane przez "tych na dole". Jednym z nich jest Kyrie, którą to przychodzi nam pokierować w grze. Któregoś dnia dziewczyna zostaje świadkiem zbrodni popełnionej przez jedną z ważnych osobistości. Co więcej, z czasem okazuje się, że to dopiero wierzchołek góry lodowej.

Reklama

Nie zamierzam zdradzać, co dzieje się dalej. Wystarczy ci wiedzieć, że fabuła to jeden z mocniejszych elementów Fell Seal: Arbiter's Mark. Choć autorzy nie mogli sobie pozwolić na spektakularny sposób jej prezentacji - całość opiera się na dialogach przedstawionych w formie tekstowej - to trudno pozostać obojętnym na wydarzenia, których jesteśmy świadkami. Ja z zaciekawieniem śledziłem poszczególne wątki aż do samego końca.

Fell Seal: Arbiter's Mark to taktyczna turówka pełną gębą. Zadziwiające, że dwuosobowe studio potrafiło stworzyć grę dającą tyle możliwości i jednocześnie tak dobrze wyważoną. Zacznijmy od tego, że do dyspozycji mamy aż ponad 20 klas postaci, a każda z nich posiada całkiem inny repertuar umiejętności (tych jest w sumie przeszło 200). Każdy z bohaterów zdobywa z czasem punkty doświadczenia, które przeznaczamy na jego rozwój na danej ścieżce. Jednak nic nie stoi na przeszkodzie, aby na którymś etapie zmodyfikować profesję danej postaci. Także do nas należy decyzja, kogo przyjmiemy do naszej drużyny. Podczas kolejnych przygód zdobywamy nowe przedmioty, jak również możemy wytwarzać je sami, wykorzystując mechanikę craftingu. To wszystko (dobór kompanów, rozwój postaci, wybór wyposażenia) ma niebagatelny wpływ na to, jak będziemy walczyć oraz - a jakże - jak skuteczni będziemy.

Fell Seal: Arbiter's Mark jest bardzo złożona i daje dużo swobody w rozwoju drużyny, wymagając od nas sporo czasu i zaangażowania (w tym jednak tkwi siła takich gier, jak ta), ale już zasady rządzące walką łatwo opanować. Jak pewnie się domyślasz, starcia rozgrywają się w turach. W każdej z nich możemy wykonać dwie akcje - ruch oraz czynność, taką jak wykonanie ataku, wykorzystanie umiejętności czy użycie przedmiotu. Ponieważ plansze są różne (warto nauczyć się wykorzystywać m.in. ich ukształtowanie), podobnie jak przeciwnicy (każdy - czy to człowiek, czy potwór, czy demon - ma swoje mocne i słabe strony), tak naprawdę każde starcie jest przynajmniej trochę inne. I każde potrafi zmusić nasze szare komórki do pracy, choć trzeba przyznać, że na przeciętnym poziomie trudności trudno spocić czoło. Jeśli szukasz prawdziwego wyzwania, od razu sugeruję rozpoczęcie rozgrywki na wyższym (w razie czego można go zmienić w dowolnym momencie).

Z racji tego, że Fell Seal: Arbiter's Mark stworzyła para deweloperów, nie spodziewałem się po niej rzucającej na kolana grafiki, ale to, co zobaczyłem, okazało się zupełnie wystarczające. Gra jest po prostu ładna. Postacie i lokacje zostały narysowane w sposób, który cieszy oko, a wszystkie elementy interfejsu zaprojektowano tak, że nie trzeba tracić czasu na szukanie opcji, której w danej chwili potrzebujemy.

Fell Seal: Arbiter's Mark to zaskakująco dobra... ba, bardzo dobra taktyczna turówka, która powinna zadowolić każdego miłośnika tego (pod)gatunku. Jest w niej ciekawa od początku do końca fabuła, dobrze napisane dialogi, świetnie skonstruowana mechanika walki czy ogromna liczba możliwości w zakresie doboru taktyki i rozwoju drużyny. Może jest fragmentami niepotrzebnie wydłużona (mam na myśli szczególnie końcową fazę gry), ale to drobny mankament, o którym łatwo zapomnieć w obliczu długiej listy zalet.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy