Feist - recenzja

Podobało wam się Limbo? A Braid? Jeśli wasza odpowiedź brzmi "tak!", to musicie koniecznie dopisać Feist do listy "gier do zagrania".

O tej kolejnej (po wspomnianych Limbo i Braid), niezależnej platformówce usłyszeliśmy już kilka lat temu. Prace nad grą trwały długo (około sześciu lat), ale warto było na nią czekać. Nie jest ona może aż tak zachwycająca, jak Limbo (które nas po prostu urzekło), jednak nie żałujemy ani minuty, której z nią spędziliśmy. Studio Bits & Beasts może być z siebie zadowolone i mamy nadzieję, że to nie ostatnia produkcja jego autorstwa. Jednak zacznijmy od początku...

W Feist wcielamy się w czarną, włochatą kulkę, której celem jest ucieczka z mrocznego lasu, w którym została uwięziona. Zabawa rozpoczyna się bez fabularnego wprowadzenia i tej tajemniczej konwencji autorzy trzymają się aż do samego końca, kiedy to wreszcie postanawiają nam zdradzić, po co to wszystko. Wcześniej brniemy tylko przez kolejne rozdziały (w sumie przygotowano ich dziesięć), mierząc się z przeszkodami i zamieszkującymi las stworami - wyłażącymi z ziemi robalami czy latającymi nad głową muchami.

Reklama

O ile bieganie i skakanie jest w Feist standardowe, o tyle na temat walki należy napisać dwa słowa. Wykorzystujemy w niej leżące tu i ówdzie kamienie, którymi rzucamy, czy patyki, którymi wymachujemy niczym orężem. Nasz dzielny bohater nie jest nieśmiertelny, ale nie ginie też od pojedynczego ciosu. Zanim zginie, może przyjąć ich kilka, a jeśli przeżyje starcie, to może zregenerować się, zjadając muchy. Powyższe rozwiązania sprawdzają się bez zarzutu.

Feist przez większość czasu nie jest grą wymagającą, ale zawiera kilka fragmentów, do których trzeba podejść co najmniej kilka razy. Tyczy się to jednak raczej elementów zręcznościowych, bo jeśli idzie o te logiczne, to trzeba przyznać, że Bits & Beasts nie zawiesiło poprzeczki zbyt wysoko. To jednak przede wszystkim zręcznościówka, w której myślenie zostało zepchnięte na dalszy plan.

Niektórzy będą z tego powodu zadowoleni, inni mniej. Natomiast raczej wszyscy, bez wyjątku, będą nieusatysfakcjonowani czasem rozgrywki. Feist wystarczy na jeden, góra dwa wieczory. Wspomniane 10 rozdziałów można bez trudu ukończyć w ciągu nieco ponad dwóch godzin. Jednak - pomijając czas potrzebny na ukończenie - rozgrywka zaserwowana przez Bits & Beasts jest naprawdę niezła. Kolejne etapy pokonywaliśmy jednym tchem.

Sporym plusem Feist jest jego oprawa wizualna oraz - w dużej mierze stworzony dzięki niej - klimat (potęgowany dodatkowo przez bardzo dobrą ścieżkę dźwiękową). Grafika jest ascetyczna - na ekranie oglądamy głównie czerń oraz towarzyszący jej, pojedynczy kolor, taki jak zieleń czy blady odcień niebieskiego. Efekt jest ciekawy, tajemniczy i z pewnością dzięki niemu Feist wyróżnia się na tle innych platformówek. Ponadto można wyróżnić bardzo płynne animacje głównego bohatera oraz wszystkich postaci napotkanych w lesie. Feist to kolejny przykład na to, jak można stworzyć naprawdę oryginalną i atrakcyjną oprawę, nie dysponując dużym budżetem.

To naturalne, że z każdą kolejną grą inspirowaną Limbo będziemy coraz mniej podatni na stosowane w nich sztuczki (takie jak ascetyczna, przedstawiona w dwóch wymiarach grafika czy tajemnicza historia nie mniej tajemniczej postaci-niemowy), ale urokowi Feist ulegliśmy. Nie jest to może gra, o której będzie się mówić tak dużo, jak właśnie o Limbo czy o Braid, niemniej każdy miłośnik platformówek (bądź zwyczajnie prostych, dynamicznych gier) powinien się nią zainteresować. Według nas, zdecydowanie warto.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy