Escape Dead Island - recenzja

To, co zaczęli Polacy z Techlandu, kontynuują teraz Niemcy i... Szwedzi. Sprawdzamy, jak wychodzi to tym drugim.

Dead Island nie był grą ze szczytów list przebojów, ale było w nim coś, co skłoniło nas do ukończenia go w ciągu trzech dni intensywnej zabawy. Graczom spodobała się też tematyka, co sprawiło, że produkcja wrocławskiego Techlandu jest do dziś - obok Wiedźmina i Call of Juarez - jednym z najlepiej sprzedających się polskich tytułów.

Cieszy, że seria będzie rozwijana dalej, choć już nie przez Polaków. Nad sequelem pracuje niemieckie studio Yager Entertainment (Spec Ops: The Line, Yager), a w międzyczasie na świat trafił jeszcze spin-off - Escape Dead Island, stworzony przez szwedzkiego dewelopera o nazwie Fatshark. Czy jest on warty uwagi, czy lepiej poczekać na pełnoprawną kontynuację?

Reklama

W Escape Dead Island ponownie przenosimy się na archipelag Banoi. Jednak tym razem wcielamy się w trójkę całkiem nowych bohaterów. Trójka przyjaciół wyrusza do epicentrum plagi zombie, aby przygotować dziennikarski materiał, który wystrzeli ich kariery na orbitę. Niestety, od samego początku nic nie idzie po ich myśli. Łódź, którą przybywają na wyspę Narapela (to tutaj rozgrywa się akcja Escape Dead Island), tonie, a niedługo potem na horyzoncie pojawiają się zombie i młodzieńcy muszą zacząć walkę o życie.

Scenariusz Escape Dead Island nie jest specjalnie interesujący i momentami jego autorzy zbytnio "odjechali", ale fani serii powinni być zadowoleni, ponieważ podczas rozgrywki poznają kilka smaczków i odpowiedzi na pytania dotyczące tego, co się w ogóle wydarzyło na Banoi.

Escape Dead Island różni się od pierwowzoru w znacznym stopniu. Lokacje, po których się poruszamy, nie pozwalają nam na tak dużą swobodę w eksploracji, a kolejne etapy przechodzi się w sposób liniowy. W produkcji Fatshark skupiamy się, a jakże, na walce z zombiakami, która podczas pierwszych około dwóch godzin nawet bawi (cała gra trwa niewiele dłużej, bo mniej więcej pięciu godzin), ale później coraz bardziej nuży.

Sprzyja temu prostota starć, bardzo ograniczony repertuar przeciwników, a także konieczność częstego cofania się w odwiedzone już wcześniej miejsca. Autorzy spędzili zbyt mało czasu nad planszą, na której toczy się akcja. Ta jest za mała i zdecydowanie zbyt dużo czasu spędzamy w tych samych lokacjach.

Z Escape Dead Island wycięto także elementy, dzięki którym (między innymi, rzecz jasna) Dead Island było tak dobre. Mowa o rozwoju bohatera oraz craftingu. Ani jednego, ani drugiego tutaj nie uświadczycie, nawet w uproszczonej formie. Broń i wszelkie przedmioty otrzymujecie w gotowej postaci, bez żadnej możliwości ich modyfikacji. Wielka szkoda.

Ciekawym pomysłem Fatshark było obdarzenie głównego bohatera - Cliffa Calo - chorobą psychiczną, która powoduje, że ten podczas przemierzania wyspy miewa zwidy. Na przykład dostrzega niezidentyfikowane obiekty latające albo spadające z nieba kontenery. To daje jasny sygnał, że Fatshark od początku traktowało Escape Dead Island z dystansem i chciało stworzyć grę o luźniejszej formie niż pierwowzór.

Świadczy o tym także oprawa graficzna. Fatshark postawiło na komiksową stylistykę. Wykorzystało technologię cel-shadingu, wprowadziło bardzo intensywną kolorystykę, a do tego dorzuciło wyświetlane na ekranie onomatopeje, towarzyszące wyprowadzanym przez nas ciosom (jak na przykład "boom"). Podczas starć także nasz bohater wydaje infantylne odgłosy. Tym niemniej grafikę uważamy za jedną z mocniejszych stron Escape Dead Island.

A tych mocnych stron gra ma niestety bardzo niewiele. Należy przyznać, że przez pierwszą godzinę, może dwie, przemierzanie wyspy i walka z zombie rzeczywiście bawi, ale po tym czasie robi się nudno, bardzo nudno. Nie pociąga fabuła ani eksploracja, wkurza konieczność częstego wracania w te same miejsca, brakuje urozmaiceń - większej liczby typów zombie i broni, rozwoju postaci, craftingu... Niestety, budżet, jaki Deep Silver (wydawca Dead Island) przeznaczyło na projekt, okazał się zdecydowanie zbyt mały.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy