Enemy Front - II wojna światowa oczami polskiego gamedevu

Podczas gdy Call of Duty i Medal of Honor już dawno odeszły od tematyki drugowojennej, polskie studio City Interactive postanowiło nam o niej przypomnieć za sprawą strzelanki Enemy Front.

Enemy Front to gra szczególnie interesująca dla wszystkich miłośników tamtego okresu, a już na pewno dla Polaków, którzy chcieliby wziąć udział w działaniach Armii Krajowej, w tym w Powstaniu Warszawskim.

Szkoda tylko, że City Interactive nie dotrzymało danych nam przed premierą obietnic, wydając pierwszoosobowy shooter, któremu brakuje do topowych produkcji mniej więcej tyle, co polskiemu przemysłowi militarnemu do amerykańskiego. Gra ma swoje zalety, ale przyćmiewają je wykonane po macoszemu elementy, błędy i niedoróbki. Ot, kolejny przeciętniak od City Interactive.

Reklama

Z ziemi amerykańskiej do Polski

W Enemy Front wcielamy się w Roberta Hawkinsa - amerykańskiego reportera, który przybywa zza Wielkiej Wody aż do Polski, aby przygotować materiał z wojennego frontu. Jednak po tym, jak doświadcza na miejscu ogromnych tragedii (kulminacyjnym momentem zdaje się być rozstrzelanie Polaków przez nazistów), postanawia rzucić w kąt aparat i wstąpić do Armii Krajowej, by stawić czoła hitlerowcom.

Jak widzicie, historia nie zachwyca pomysłowością, choć nam, Polakom, może się podobać ze względu na patriotyczny charakter.

Niestety, oceniając scenariusz obiektywnie, należy przyznać, że jego autorom zabrakło umiejętności. A reszta ekipy dołożyła swoje, wprowadzając do gry płaskie postacie (to też częściowo wina scenarzystów), kiepskie dialogi (chodzi bardziej o techniczną stronę, przede wszystkim o sztuczne wypowiedzi) oraz przeciętnie wyreżyserowane przerywniki (a to już całkowicie wina dewelopera).

Co najmniej połowę 6-, może 7-godzinnej kampanii dla pojedynczego gracza spędzamy w Polsce. W tym czasie odwiedzamy kilka znanych miejsc, takich jak chociażby Bazylika Świętego Krzyża. Ponadto gra rzuca nas do Francji, Norwegii oraz - a jakże - do Niemiec.

Z karabinem i nożem na hitlerowców

Niektóre misje są naprawdę ciekawe, a zabawa stanowi mieszankę akcji z elementami skradankowymi. Strzelaniny wychodzą zdecydowanie na pierwszy plan... i całe szczęście, bo skradanie się wypada w Enemy Front fatalnie.

Czasem bardziej opłaca się działać po cichu, ale tylko teoretycznie, bo w praktyce - przez nieuczciwą mechanikę (nierzadko wróg dostrzega nas, gdy nie powinien, a często nie widzi wtedy, kiedy powinien) - szkoda nań czasu.

Natomiast strzelanie do nazistów wypada całkiem nieźle i pozwala czerpać z tej gry sporo  radości, tym bardziej, jeśli potrafimy docenić realistycznie odwzorowaną broń z okresu drugiej wojny światowej. Pod tym względem City Interactive dało radę.

Niespełnione obietnice

W Enemy Front najbardziej zawiodłem się na niespełnionej obietnicy dotyczącej otwartego świata. City Interactive obiecywało, że w grze będziemy mogli podążać różnymi ścieżkami i tym samym dobierać różne taktyki. Ostatecznie nic z tego nie wyszło. Otwartość środowiska jest BARDZO pozorna i ogranicza się na przykład do wyboru pomiędzy dwiema ścieżkami, które i tak po chwili łączą się w jedną.

Autorom nie wyszły także aktywności dodatkowe - zadania poboczne opracowano, idąc po linii najmniejszego oporu, a zbieranie ukrytych przedmiotów w ogóle nie rajcuje. Widać, że gra była tworzona naprędce. Widać też, że była "klejona" z co najmniej dwóch wersji.

Pierwotnie nad projektem pracował Stuart Black, a później, gdy rozstał się z polskim deweloperem, przekazano go w ręce kogoś z inną wizją, pozostawiając jednocześnie fragmenty opracowane wcześniej pod batutą Blacka. To nie wyszło grze na dobre.

Jednak na tym bolączki Enemy Front się, niestety (naprawdę kibicowaliśmy temu projektowi), nie kończą. Gwoździem do trumny jest fatalna (podkreślamy to słowo) sztuczna inteligencja - tak wrogów, jak i naszych towarzyszy.

Ci pierwsi potrafią wejść nam prosto pod lufę, ukryć się za osłoną tak, że któraś ich część działa pozostaje widoczna, czy nie dostrzec nas, podczas gdy zobaczyłby nas nawet kret.

Sprzymierzeńcy wcale nie są lepsi, na przykład biegając ochoczo pomiędzy nazistami i nic sobie z tego nie robiąc. City Interactive nie tyle zaniedbało ten element, co tak jakby w ogóle o nim zapomniało.

A miało być tak pięknie...

Mocnym punktem Enemy Front miała być szata graficzna. Przed premierą City Interactive chwaliło się wykorzystaniem technologii CryEngine 3, znanej z samego Crysisa. Jednak twórcy ewidentnie nie wykorzystali jego potencjału, gdyż gra wygląda tak, jakby była tworzona dobrych kilka lat temu. Nie sugerujcie się tym, co widzicie na screenach. W rzeczywistości Enemy Front prezentuje się o wiele gorzej.

Czy to tekstury, czy modele postaci, czy animacje, czy dekoracje - te wszystkie elementy rażą kiepskim wykonaniem. Co więcej, różne składniki, z których tworzono lokacje, czy modele postaci powtarzają się nader często. Gdy dołożymy do tego niskich lotów optymalizację oraz różnego rodzaju błędy, otrzymujemy pełny obraz sytuacji.

Widać, że Enemy Front to produkcja tworzona zbyt szybko i zbyt tanio, a do tego dobita przez zawirowania na pokładzie zespołu, który nad nią pracował.

Liczyliśmy bardzo na to, że doczekamy się godnej gry akcji o Powstaniu Warszawskim - takiej, która wymaże plamę pod Uprising 44 - ale nic z tego. City Interactive poradziło sobie z tematem lepiej niż DMD Enterprise, ale "lepiej" to w tym przypadku wciąż daleko od "dobrze".

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Enemy Front
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy