Emergency 5 - symulator misji ratunkowych

Emergency nigdy nie było na topie, ale kiedyś kojarzyło nam się z całkiem sympatyczną i dość wciągającą serią strategii. A teraz?

A teraz ten nietypowy (ze względu na tematykę i zarazem formułę rozgrywki) cykl stoczył się już niemal na same dno. Emergency 5 (a w Polsce - Symulator Misji Ratunkowych: Emergency 5) wygląda na dzieło kompletnych amatorów w dziedzinie produkcji gier wideo (w tym przypadku mowa o zespole Sixteen Tons). Przynajmniej częściowo. Koncepcja wcale nie jest taka zła. Pomysły na misje także są niczego sobie. Robi się o wiele gorzej, gdy dochodzimy do realizacji. Ta wypada po prostu fatalnie. Przejdźmy jednak do konkretów.

Pomysł na Emergency 5 nie różni się niczym od tego, co widzieliśmy w poprzednich częściach serii. Naszym zadaniem w grze jest ratowanie ludzi, którzy ucierpieli (bądź ucierpieliby, gdybyśmy nie podjęli interwencji) w różnego rodzaju wypadkach. I te są naprawdę różnorodne - raz gasimy pożar, innym razem wyciągamy na brzeg tonącą ekipę, jeszcze innym przychodzi nam ściągać ze starego kościoła pechowego paralotniarza. Są tu też operacje większego kalibru. Jedna z nich polega na powstrzymaniu ataku na przywódców najważniejszych państw globu. Akcja wszystkich misji toczy się w Niemczech, a dokładnie w trzech niemieckich metropoliach: Monachium, Berlinie oraz Hamburgu.

Reklama

Początkowe misje są stosunkowo proste. Nie musimy w nich wykorzystywać zaawansowanego sprzętu ani dwoić się czy troić, aby podołać zadaniu. Później robi się coraz trudniej i trudniej. Wykorzystujemy coraz więcej pojazdów (w tym także latających), coraz więcej fachowców (nie tylko ludzi, ale też np. robota saperskiego) i coraz też więcej mamy jednocześnie na głowie (na dalszych etapach trudno zapanować nad wszystkim, co dzieje się na planszy).

Jeśli do tego momentu wydawało wam się, że Emergency 5 to fajna gra, to musimy jak najszybciej zacząć wyprowadzać was z tego błędu. Jeśli mielibyśmy wskazać główny problem tej produkcji, byłaby to z pewnością niestworzona wręcz liczba błędów. To wygląda tak, jakby twórcy postanowili z pełną premedytacją zmieścić ich w grze jak najwięcej.

Przede wszystkim razi sztuczna inteligencja, w tym tak kluczowa kwestia, jak odnajdywanie drogi. Nasi podwładni zacinają się, zatrzymują z niewiadomego powodu (np. medycy niosący rannego na noszach, sic!), nie potrafią odnaleźć najkrótszej ścieżki do celu. Pojazdy jeżdżą często tak, jakby ich kierowcom w ogóle nie zależało na tym, aby kogoś uratować, a tylko na tym, aby wrócić do domu, zjeść obiad i obejrzeć mecz Bayernu z Borussią.

Generalnie wszyscy nasi podkomendni mają problem z samodzielnym myśleniem. Jeśli nie wskażemy im bardzo wyraźnie, co mają zrobić, nie mamy co liczyć na to, że poradzą sobie - choć w najprostszych czynnościach - sami. Nie w ten sposób rozumiemy windowanie poziomu trudności. To nie wszystko, co Emergency 5 ma do zaoferowania w kategorii: "błędy, bugi, wpadki", ale szkoda waszego czasu na czytanie o nich wszystkich. Uwierzcie nam - jest tego po prostu cała masa.

Całkowicie irytujący jest także interfejs, który można było zaprojektować na tyle fantastycznych sposobów, a który Sixteen Tons wykonało kompletnie bezmyślnie. Nie dość, że nie można wystarczająco oddalić kamery (przyzwyczajcie się do tego, że wielokrotnie nie będziecie mogli zobaczyć na ekranie wszystkiego, co chcielibyście zobaczyć, aby móc sprawnie poprowadzić akcję ratunkową), to jeszcze blisko pół ekranu zajmują wszelkie elementy: zaznaczony aktualnie pojazd, lista zadań, mapa terenu, aktualne informacje, ikonki, przemawiający do nas współpracownicy... Jest tego tak dużo, że trudno skoncentrować się na tym, co najważniejsze.

Emergency 5 wygląda kiepsko i tak też działa. Gra pod względem wizualnym nie zmieniła się zbytnio od czasu "czwórki" (poza różnorodnymi, nawet ładnymi planszami zobaczycie tu też fatalne tekstury czy niedopracowane modele), ale jakoś jeszcze byśmy to przeżyli, gdyby działała płynnie i stabilnie. Tymczasem optymalizacja to istny gwóźdź do trumny dla produkcji Sixteen Tons. Choć wygląda ona, jakby powstała ładnych kilka lat temu, to na dość nowoczesnym sprzęcie działa po prostu katastrofalnie. Nieprzyjemne "ścinki" są tutaj na porządku dziennym - szczególnie, gdy chcemy zbliżyć widok, ale nie tylko wtedy. Coś okropnego.

Nie wierzę, że można stworzyć i wydać grę w takim stanie, jak Emergency 5. Być może miałaby ona szansę na zajęcie całkiem niezłego miejsca wśród pecetowych strategii, ale odpowiedzialni za nią programiści dali ciała na całej linii. Wstyd podpisać się pod "czymś takim". Zagrajcie tylko i wyłącznie, jeśli jesteście zagorzałymi fanami serii. Choć zapamiętajcie sobie nasze słowa - będzie bolało.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy