Elite: Dangerous - recenzja

​Kultowa seria Elite, która święciła triumfy w latach osiemdziesiątych, doczekała się kontynuacji. Czy klasyczna formuła sprawdza się i dzisiaj?

Autorzy Elite: Dangerous starali się o powstanie gry już od dawna, ale bezskutecznie. Nie udało im się przekonać żadnego z wydawców na sfinansowanie projektu. W końcu budżet udało się zebrać dzięki samym graczom, za pośrednictwem serwisu Kickstarter. I bardzo dobrze, że tak się stało, bo Elite: Dangerous to naprawdę udana kontynuacja zapomnianego już przez wielu cyklu. Choć na pewno nie jest to gra dla wszystkich. Niedoświadczeni gracze będą mieli poważne problemy w opanowaniu jej zasad, niecierpliwi szybko się nią znudzą, a posiadający niewielkie ilości czasu nawet w ciągu miesiąca nie zdążą poznać jej dogłębnie. Ale od początku.

Reklama

Elite: Dangerous pozwala nam wcielić się w pilota statku kosmicznego, którego zadaniem jest... no właśnie, to już zależy od nas. Gra oferuje trzy ścieżki kariery. Możemy zająć się handlem, rozwijać się jako piloci bojowi albo skupić się na badaniu galaktyk. Każde z tych zajęć oferuje odmienne doznania oraz wielogodzinną rozgrywkę. Zanim trafimy na samą górę rankingu najlepszych z najlepszych, miną dziesiątki, a być może nawet setki godzin. Wszystko zależy od naszych umiejętności, ale także od tego, czy skupimy się na głównym celu, czy też skorzystamy z ogromnej swobody, jaką dali nam twórcy, i zajmiemy się eksplorację przepięknego oraz olbrzymiego wszechświata. Wyobraźcie sobie, że znajduje się w nim 400 miliardów układów do odwiedzenia! Oczywiście nie wszystkie zostały stworzone ręcznie (część jest wygenerowana), ale ta liczba i tak robi wrażenie. Zwiedzenie całej galaktyki w Elite: Dangerous zajęłoby lata!

Elite: Dangerous nie posiada istotnej fabuły, która byłaby motorem napędowym rozgrywki. Owszem, szczątkowy scenariusz jest w grze obecny, ale w praktyce można go całkowicie pominąć. I skupić się na przemierzaniu galaktyki, handlowaniu, poszukiwaniu złóż surowców, wykonywaniu zadań... Możemy to robić samotnie, a także przyłączając się do rozgrywki multiplayerowej. Jednak na obecnym etapie graczy jest zdecydowanie zbyt mało w stosunku do wielkości świata, po którym się poruszamy. Mamy nadzieję, że w przyszłości żywych pilotów będziemy spotykać częściej niż teraz.

W świecie gry istnieją frakcje oraz duże federacje, na których losy możemy wpływać, wykonując określone zadania. Z niektórymi grupami układamy sobie lepsze stosunki, a z innymi gorsze, co ma, rzecz jasna, wpływ na to, jak jesteśmy odbierani w różnych miejscach. Przykładowo, jeżeli będziemy mieli na pieńku z którąś federacją, ryzykujemy, że ta będzie robiła problemy przy próbie lądowania w jej stronach albo w ogóle nas nie wpuści do portu. W wyniku tego możemy ograniczyć sobie możliwości handlu oraz wykonywania niektórych zadań.

Zabawę w Elite: Dangerous zaczynamy z maleńkim myśliwcem, z którym raczej nie mamy czego szukać ani w handlu na dużą skalę (mocno ograniczona ładowność), ani w walce (słabe uzbrojenie oraz pancerz). Pozostaje nam zacisnąć zęby, uzbroić się w cierpliwość i zacząć zbierać na lepszą maszynę. Tych jest w grze łącznie kilkanaście i dopiero gdy kupimy porządniejszy egzemplarz, zaczynamy oddychać pełną piersią. I w końcu możemy zacząć czerpać satysfakcję z kosmicznych potyczek, które wypadają w Elite: Dangerous całkiem nieźle. Opierają się nie tylko na manewrowaniu i strzelaniu, ale także na przenoszeniu energii pomiędzy uzbrojeniem, tarczami oraz silnikami. Wymagają sporej wprawy...

... podobnie jak cała reszta gry. Jej autorzy postanowili wykorzystać niemal całą klawiaturę. Prawie każdy klawisz odpowiada za jakąś czynność i mija naprawdę dużo czasu, zanim zaczynamy "kumać", co jak się robi. Co gorsze, program nam w tym specjalnie nie pomaga. Zawiera wprawdzie szereg samouczków, ale zdawkowych i niewyjaśniających wszystkiego, co chcielibyśmy wiedzieć. Dlatego też rozwiązań musimy szukać na własną rękę - w świecie gry albo... w internecie. Żeby uzmysłowić wam poziom trudności Elite: Dangerous, napiszemy, że samo lądowanie w porcie kosmicznym może zająć nawet dwie-trzy minuty. Samo lądowanie!

Elite: Dangerous to zdecydowanie propozycja dla cierpliwych graczy, którzy lubią wyzwania i dysponują dużą ilością wolnego czasu. Jeśli graliście w Elite'a czy Frontiera lata temu, nowa, czwarta część serii na pewno przypadnie wam do gustu. O ile gust przez ten czas wam się nie zmienił. Nam Elite: Dangerous przypadł do gustu, choć często także irytował stopniem komplikacji. Jeżeli jednak podobają wam się gry, które nie tylko dają (frajdę), ale też dużo wymagają, jest to dla was doskonała propozycja na najbliższe tygodnie.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy