Downward Spiral: Horus Station (PS4) - recenzja

Downward Spiral: Horus Station /materiały prasowe

Downward Spiral: Horus Station przetestowaliśmy już kilka miesięcy temu, ale teraz sprawdziliśmy wydaną niedawno wersję na PlayStation VR.

W Downward Spiral: Horus Station - produkcji w wykonaniu 3rd Eye Studios (młodej firmy, która zatrudnia nie tylko specjalistów z doświadczeniem w grach wideo, ale także fachowców w dziedzinie filmu i muzyki) - przenosimy się na Marsa i wcielamy w inżyniera pracującego na tytułowej stacji kosmicznej Horus. Niestety, w placówce doszło do awarii, w wyniku której zostało odcięte zasilanie. Celem gracza jest przywrócenie mocy w poszczególnych częściach obiektu.

Downward Spiral: Horus Station pozwala na rozgrywkę na kilka sposobów. Po pierwsze - już w poprzedniej, pecetowej wersji można było zdecydować się na zabawę z użyciem gogli VR, jak również bez nich. Po drugie - możliwa jest zabawa zarówno w pojedynkę, jak i w kooperacji (można z losowym graczem, ale oczywiście najlepiej, jeśli znajdziemy kompana wśród znajomych). Wreszcie po trzecie - można wybrać formułę z udziałem przeciwników albo tryb eksploracji, w którym nie musimy się nimi przejmować.

Reklama

Rozgrywka jest dość specyficzna. Nie tylko dlatego, że gramy z wykorzystaniem gogli PlayStation VR, ale także ze względu na to, że w naszym otoczeniu brakuje grawitacji. Dlatego też poruszamy się dość powoli, wykorzystując (od pewnego momentu) gadżet do chwytania, który pozwala nam się sprawniej przemieszczać. Takie, a nie inne środowisko sprawia również, że wirtualna rzeczywistość robi wrażenie, ale może także... przyprawić o zawroty głowy. Jeśli wasz organizm nie toleruje za dobrze VR-u, może się okazać, że Downward Spiral: Horus Station to nie gra dla was.

W Downward Spiral: Horus Station poza eksploracją (która sama w sobie może nastręczyć pewnych trudności, gdyż gra nie prowadzi nas za rękę) zajmujemy się rozwiązywaniem łamigłówek (które należy pochwalić za wzorowe wykorzystanie możliwości, jakie daje wirtualna rzeczywistość) oraz poznawaniem fabuły (niezbyt wymyślnej, trzeba przyznać).

Jeśli idzie o oprawę graficzną, to byliśmy przygotowani na ograniczenia związane z VR-em. Nie oczekiwaliśmy technologicznej rewelacji, za wystarczającą uznaliśmy zaledwie przyzwoitą jakość i szczegółowość lokacji (bo to one są w Downward Spiral: Horus Station najważniejsze). I taka też ukazała się naszym oczom po założeniu gogli. Oczywiście, na pececie można zobaczyć znacznie atrakcyjniejszą oprawę, ale jakiego trzeba mieć do tego peceta...

Downward Spiral: Horus Station to naprawdę interesująca propozycja dla osób, które grywają na co dzień z wykorzystaniem VR-u, a także dla tych, które chciałyby w końcu zobaczyć, jak dobrze (bez kompromisów, nie licząc jedynie grafiki) można się bawić w wirtualnej rzeczywistości. Przygotujcie się tylko na to, że podczas zabawy pewnie nieraz zakręci się wam w głowie. Ale przecież - do pewnego stopnia - o to tutaj chodzi!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy