Doom 64 - recenzja

​Dooma 64 potraktowałem jako przystawkę do Doom Eternal. O dziwo, okazało się, że przystawka była niemal równie smakowita, co danie główne.

Możecie się śmiać, w końcu porównuję remake starej gry do nowoczesnej, wysokobudżetowej produkcji. Jednak Doom 64 w wersji na pecety - dodawany do każdego przedpremierowego zamówienia Doom Eternal - okazał się naprawdę świetną strzelanką, z którą spędziłem przemiły (a zarazem niezwykle krwawy) wieczór. Jest to tytuł warty uwagi z jeszcze jednego powodu. Otóż, dla przypomnienia, Doom 64 nie jest wznowieniem pierwszej ani drugiej części serii, tylko całkiem odrębną grą, stworzoną wyłącznie z myślą o konsoli Nintendo 64, do której w Polsce dostęp miało niewielu Polaków.

Reklama

W gruncie rzeczy Doom 64 stanowi kontynuację tego, czym pierwsze dwie części cyklu zdołały zachwycić świat. Pod względem rozgrywki to ta sama - wartka, emocjonująca, krwawa - strzelanka, od której trudno się oderwać. Autorzy zmienili jedynie znaną z pierwowzorów estetykę. Z technicznego punktu widzenia jest to w dalszym ciągu połączenie trójwymiarowego otoczenia z dwuwymiarowymi obiektami, ale estetycznie doszło do zmian, które można dostrzec gołym okiem. Jednym się one spodobają bardziej, innym mniej, a jeszcze innym wcale, ale niezależnie od tego już w pierwszej chwili widać, że to stary, dobry Doom.

I to samo można powiedzieć o gameplayu. Doom 64 polega przede wszystkim na przemierzaniu różnorodnych (niezmiennie mrocznych) lokacji, strzelaniu do całego ohydnego bestiariusza, poszukiwaniu poukrywanych tu i ówdzie sekretów czy zdobywaniu różnokolorowych kart dających dostęp do kolejnych poziomów. Ta klasyczna formuła także dziś sprawdza się doskonale (co zresztą potwierdziły już, można powiedzieć, Doom z 2016 roku oraz Doom Eternal). Ostrzegam tylko, że poziom trudności bywa w tej grze wyśrubowany do tego stopnia, że aż trudno powstrzymać się od przekleństw. No, może na najniższym poziomie trudności jest jeszcze znośnie, ale na tych wyższych zaczyna się prawdziwa zabawa.

Dooma 64 testowałem - podobnie jak Doom Eternal - na pececie, zarówno na padzie, jak i na klawiaturze i myszce. W tej drugiej konfiguracji zabawa była przyjemniejsza, za to w drugiej - wygodniejsza i łatwiejsza. W remake'u pojawiły się także dodatkowe opcje związane z rozdzielczością ekranu, autorom udało się także zmniejszyć lagi, które występowały w oryginale, a wisienką na torcie jest dodatkowa plansza.

Czy można było oczekiwać od remake'u Dooma 64 czegoś więcej? Oczywiście, ale według mnie twórcy postąpili słusznie, pozostawiając grafikę i gameplay niemal bez zmian. Raz, że było to niepotrzebne, a dwa, że mogłoby to popsuć całokształt. Jest dokładnie tak, jak powinno być. A do tego grę można było dostać za darmo. Jeśli natomiast przegapiliście tę okazję, to w tej chwili Doom 64 kosztuje na Steamie 21 złotych. Naprawdę, grzechem byłoby go nie kupić.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy