Don't Escape: 4 Days in a Wasteland - recenzja

Don't Escape: 4 Days in a Wasteland /materiały prasowe

​Czy znacie Don't Escape, Deep Sleep czy Primal Sands? Prawdopodobnie nie. To niszowe, przeglądarkowe produkcje dewelopera znanego jako Scriptwelder.

Teraz ma on w końcu on okazję zaprezentować swoje zdolności nieco szerszemu gronu odbiorców. Jest to możliwe dzięki jego pierwszej grze z prawdziwego zdarzenia, zatytułowanej Don’t Escape: 4 Days in a Wasteland. To przygodówka, w której pojawia się kilka interesujących pomysłów, inspirowanych thrillerami, survivalem oraz tradycyjnymi point & clickami. Kluczową rolę pełni w niej czas i to, jak umiejętnie będziemy potrafili nim zarządzać.

W Don’t Escape: 4 Days in a Wasteland poznajemy historię Davida, który walczy o przeżycie w opustoszałym świecie, w której po ludziach zostały już niemal tylko ślady (to sprawka... Księżyca, który spadł na Ziemię i wywołał przy tym szereg kataklizmów). Wszystko zaczyna się od snu, podczas którego bohater zostaje zaatakowany przez olbrzymią szarańczę. Po przebudzeniu wychodzi ze swojego namiotu, rozbitego gdzieś na środku pustyni, i dostrzega w oddali przerażającą, czarną masę. Być może to burza, a być może szarańcza, którą widział w koszmarze?

Reklama

Nie ma chwili do stracenia, trzeba rozejrzeć się po okolicy i poszukać lepszej kryjówki, a także przedmiotów, które pozwolą na przetrwanie. Szybko przekonujemy się, że Don’t Escape: 4 Days in a Wasteland nie jest typową przygodówką. Przede wszystkim ze względu na nieliniowość. Cele możemy osiągać na różne sposoby, a przedmioty nie zawsze okazują się niezbędne (niektóre natomiast musimy zebrać, by przetrwać). Co więcej, nasz udźwig jest ograniczony, więc zawsze musimy dobrze przemyśleć, co zabrać ze sobą, a co zostawić.

W świecie przedstawionym w Don’t Escape: 4 Days in a Wasteland brakuje wszystkiego: żywności, wody, paliwa, energii... Równie trudno znaleźć innych ludzi. Ale nie jest to niemożliwe. Podczas naszej postapokaliptycznej (a może raczej preapokaliptycznej) przygody napotykamy na NPC-ów, którzy niekiedy dadzą nam jakąś wskazówkę, a niekiedy pomogą osobiście, przyspieszając wykonanie jakiegoś zadania.

A przypomnijmy, że czas jest tutaj na wagę złota. Każda czynność, którą wykonujemy (a jest tego sporo, wszak musimy szukać przedmiotów, rozmawiać, tankować samochód etc.), kosztuje jego określoną ilość. A po dniu przychodzi noc, podczas której... musimy przetrwać (a o tym, czy nam się to uda, zdecyduje to, czy odpowiednio wykorzystaliśmy poprzedzający ją dzień). Jeśli nie będziemy o tym pamiętać i będziemy marnotrawić ten cenny zasób, prawdopodobnie przegramy i będziemy musieli zaczynać od nowa. Ten pomysł na rozgrywkę przypomniał nam nieco This World of Mine, w którym też zmagaliśmy się z ograniczonymi zasobami i upływającym czasem, starając się jak najdłużej przetrwać.

Warto przy tym wspomnieć, że zabawa w Don’t Escape: 4 Days in a Wasteland za każdym razem wygląda nieco inaczej. Zmienia się też umiejscowienie poszczególnych przedmiotów, więc nie liczcie, że nauczycie się go na pamięć. W grze jest też wiele sekretów, których nie da się poznać za jednym podejściem. To kolejny powód, by podejść do niej więcej niż raz.

Don’t Escape: 4 Days in a Wasteland została wzbogacona o urokliwą, pixel artową grafikę, która nie jest może zbyt szczegółowa, ale i bez tego jesteśmy w stanie dostrzec wszystko, co istotne. Scriptwelder, wykorzystując skromne zasoby, umiejętnie przedstawił wyniszczony, zmierzający ku zagładzie świat. Na pochwałę zasługuje także udźwiękowienie, podkreślające posępną atmosferę.

Don’t Escape: 4 Days in a Wasteland to kolejny dowód na to, że nie trzeba mieć wielkiego budżetu, by stworzyć oryginalną i ciekawą grę. Mieliśmy już do czynienia z wieloma przygodówkami, ale ta - dzięki kilku nieszablonowym pomysłom (zwłaszcza, jak na ten gatunek) - jest bez wątpienia jedną z najbardziej interesujących. Jeśli lubicie produkcje typu point & click, cenicie sobie ciekawe historie i potraficie docenić kreatywność, produkcja Scriptweldera na pewno przypadnie nam do gustu. My jesteśmy nią zauroczeni.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy