Dog Duty - recenzja

​Czekasz na nową odsłonę Commandosów? Jeśli chcesz umilić sobie ten czas, zagraj w Dog Duty.

Co prawda, w porównaniu nawet do starych Commandosów produkcja studia Zanardi and Liza nie wypada świetnie, ale pomimo tego myślę, że mogą się nią śmiało zainteresować wszyscy miłośnicy taktycznych strategii. To względnie prosta gra, ale wymagająca i wciągająca porcja rozrywki, okraszona pixel artową oprawą.

W Dog Duty stajemy przed zadaniem zebrania drużyny najemników, która będzie w stanie stawić czoła złemu Dowódcy Ośmiornicy (w oryginale - Octopus Commander). Najpierw będziemy musieli rozprawić się z jego poplecznikami, by na końcu stanąć twarzą w twarz z samym bossem. I to w zasadzie wszystko, co powinniście wiedzieć o fabule. Z pewnością nie jest ona wyróżniającym się elementem gry. Przeciwnie, autorzy potraktowali ją po macoszemu...

Reklama

... koncentrując się na samej rozgrywce. Ta w głównych założeniach przypomina wspomnianych Commandosów. Mamy najemników, którymi wykonujemy określone zadania. Aby osiągnąć cel, zawsze musimy trochę pokombinować (na przykład wykorzystać jakiś element otoczenia czy skorzystać z wrogiej wieżyczki), trochę się poskradać, a czasem oczywiście także otworzyć ogień. Strzelania jest tutaj wyraźnie więcej niż w Commandosach. Najemnicy posiadają też specjalne zdolności, które warto - czy też wręcz trzeba - wykorzystać, by ułatwić sobie drogę.

Co ciekawe, Dog Duty nie prowadzi nas liniowo przez kolejne plansze, ale rzuca do na wpół otwartego świata, w którym sami decydujemy o kolejności działań. Na pewno musimy zniszczyć trzy potężne maszyny, zapewniające ochronę Dowódcy Ośmiornicy, ale do której dobierzemy się najpierw, a do której na końcu, zależy już tylko od nas. Każdy z tych celów znajduje się na zupełnie innym obszarze - jeden na pustyni, jeden na wodzie i jeden na bagnach. Zanim dotrzemy do każdego z nich, będziemy musieli wykonać szereg pomniejszych zadań, związanych z odbijaniem zakładników czy przejmowaniem wrogich placówek. W tym pierwszym przypadku możemy zdobyć nowego członka oddziału, a w tym drugim - miejsce, w którym będziemy mogli zapisać stan gry lub naprawić pojazd.

Właśnie, pojazd. Po każdym ze wspomnianych obszarów poruszamy się w inny sposób. Po pustyni jeździmy ciężarówką, po rzece pływamy łodzią, a na bagnach za środek transportu służy nam poduszkowiec. Co więcej, każdą z tych maszyn możemy ulepszać, zwiększając ich siłę rażenia. Podczas rozgrywki trafiamy także do sklepów, w których możemy kupić nowe rodzaje broni dla naszych najemników. Warto się dozbrajać, bo podczas przemierzania mapy możemy zostać w każdej chwili zaatakowani. Wówczas musimy się bronić, co okazuje się dość trudnym zadaniem.

Wrogowie występują w kilku odmianach. Poza tymi bardziej zwyczajnymi natrafiamy np. także na żołnierzy wyposażonych w działka Tesli. Siła rażenia przeciwnika potrafi czasem zaskoczyć, czego nie można natomiast powiedzieć o sztucznej inteligencji. To znaczy ta też zaskakuje, ale swoją ułomnością. Poplecznicy Dowódcy Ośmiornicy dość często grzeszą głupotą, która wystawia ich wprost na naszą muszkę.

Dog Duty posiada ładną, pixel artową grafikę, która powinna przypaść do gustu wszystkim entuzjastom tej estetyki. Spodobało mi się także udźwiękowienie, stylizowane - podobnie jak grafika - na produkcje z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Z pewnością do plusów można zaliczyć także polską wersję językową, choć ta z niewiadomego powodu wyświetla się bez rodzimych znaków. Czasem, podczas czytania dialogów pełnych ogonków, szczypały mnie oczy. A skoro o dialogach mowa, to muszę jeszcze dodać, że są... złe. Po prostu złe.

Nie zabrakło także wiele do pełni szczęścia. Dog Duty posiada ciekawy pomysł na rozgrywkę, który okazuje się także całkiem nieźle zrealizowany, ale kilka rzeczy twórcom muszę wypomnieć. Przede wszystkim kiepską sztuczną inteligencję (która w takich grach, jak ta, ma spore znaczenie), ale także brak sensownej fabuły (która spinałaby zgrabnie wszystkie misje), lepszych dialogów, umiejętnego poprowadzenia gracza czy polskich znaków (wydaje się, że to drobnostka, ale niekiedy nią nie jest). Jednak pomimo tego miłośnicy gatunku mogą być zadowoleni!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy