Dead or Alive 5: Last Round - recenzja

Mortal Kombat jest od zawsze znany z brutalności, Street Fighter z kreskówkowej oprawy, a Dead or Alive z... dużych piersi bohaterek.

Pierwsza wersja Dead or Alive 5 miała swoją premierę we wrześniu 2012 roku. Jednak niedawno światło dzienne ujrzało już trzecie wydanie tej japońskiej bijatyki, opracowanej przez studio Team Ninja - Dead or Alive 5: Last Round. O ile do tej pory mogli się z nią zapoznać wyłącznie przedstawiciele konsol, o tyle teraz została ona w końcu wydana także na pecety (jak również na Xboksy One oraz PlayStation 4). To wydanie mieliśmy okazję przetestować. Co ona oferuje poza wspomnianymi już krągłymi kształtami wojowniczek?

Dead or Alive 5: Last Round to w praktyce konwersja poprzedniego wydania - Dead or Alive 5 Ultimate. W związku z tym zasady rządzące rozgrywką pozostały całkowicie niezmienione. Gra w dalszym ciągu wykorzystuje opracowany lata temu system, przypominający zabawę w kamień, papier i nożyce. Jedne ciosy przebijają tutaj drugie, te drugie przebijają trzecie i tak dalej.

Reklama

Na klawiaturze bądź też padzie (oczywiście zdecydowanie polecamy do grania ten drugi) odnajdujemy cztery podstawowe ruchy, które wykorzystujemy w starciach: uderzenia pięściami, kopniaki, rzuty oraz przytrzymania - i każdy z tych typów ataków ma przewagę nad innym. W praktyce bardzo łatwo je opanować i nawet niedoświadczony gracz nie powinien mieć z tym problemu. Dead or Alive 5: Last Round to pod tym względem bez wątpienia jedna z bardziej dostępnych bijatyk na rynku. Jednym z większych plusów gry jest także jej dynamika. To naprawdę szybka, efektowna "nawalanka"!

Czy w Dead or Alive 5: Last Round pojawiły się jakieś nowości względem Dead or Alive 5 Ultimate? Tak, ale niestety bardzo niewiele. Team Ninja wprowadziło do gry raptem dwie nowe postacie - Raidou (którego znamy już z poprzednich odsłon serii) oraz Honoka (japońska uczennica), a także dwie nowe plansze, przy czym nie zostały one udostępnione w wersji pecetowej (co poniekąd pokazuje podejście twórców do projektu).

Jednak w Dead or Alive 5: Last Round mamy dostęp do łącznie 35 zróżnicowanych postaci, co jest liczbą jak najbardziej zadowalającą. Opanowanie ich wszystkich może nam zająć wiele godzin. My na samo znalezienie ulubionej wojowniczki potrzebowaliśmy kilku. Cieszy także liczba lokacji, w których toczymy starcia. W sumie znalazło się ich w Dead or Alive 5: Last Round aż 24.

Zmian w rozgrywce brak, w zawartości - niewielkie, a co ze stroną techniczną? W końcu od premiery pierwszej wersji Dead or Alive 5 minęło już półtora roku, a przeniesienie gry na konsole nowej generacji zobowiązuje, prawda? No cóż, do zmian doszło, ale nie rzucają one na kolana. Na pewno zadowoleni będą ci gracze, którzy Dead or Alive kupują głównie po to, by popatrzeć sobie na krągłości wojowniczek. Team Ninja zmieniło paramatery fizyczne rządzące ich biustami, w wyniku czego są one jeszcze bardziej wyeksponowane. Praktycznie każdy ruch wiąże się tutaj z podskokiem piersi bohaterki. Wystarczy, że ta lekko poruszy ręką, a już obserwujemy, jak jej sutek reaguje.

Według nas jest to zdecydowana przesada, ale znajdą się tacy, którym się to spodoba (nie tylko w Japonii). Tak czy inaczej, modele postaci prezentują się w Dead or Alive 5: Last Round bardzo dobrze i uwielbialiśmy oglądać je w ruchu. Gorzej niestety wypadają tła, które - jak na grę przeznaczoną na PC, XONE i PS4 - są po prostu jakościowo zbyt słabe. Nawet na najwyższych ustawieniach graficznych (zmienia się je poza grą) wyglądają nie tak, jak powinny na konsolach nowej generacji i mocnych pecetach (choć większość z nich może się podobać). Podczas zabawy zdarzają się także techniczne błędy, takie jak na przykład przenikające ubrania.

Dead or Alive 5: Last Round w wersji na pecety ma także inne minusy. Na chwilę obecną gra nie posiada opcji zabawy przez sieć. Ta ma dopiero zostać dodana z czasem. Ponadto irytować może brak możliwości zmiany ustawień klawiszy, co powinno być raczej standardem. Team Ninja ewidentnie zaniedbało graczy pecetowych, co musi znaleźć odzwierciedlenie w ocenie. Jednak jeśli mielibyśmy wystawić cenzurkę samej grze, nie zwracając uwagi na jakość konwersji, to musielibyśmy przyznać jej mocną siódemkę, a być może nawet ósemkę. Dead or Alive 5 to w dalszym ciągu, pomimo upływu lat, bardzo dobra bijatyka. W poniższej ocenie uwzględniliśmy jednak odczucia względem samej konwersji.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy