Dead Cells: Return to Castlevania - recenzja - nowe polowanie na Drakulę
Czekacie z utęsknieniem na powrót serii Castlevania? Nie możecie zrobić nic lepszego niż zakup Dead Cells: Return to Castlevania!
Castlevania to jedna z najbardziej uznanych serii gier wideo, zapoczątkowana jeszcze w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Jej kolejna odsłona ani chybi doczeka się swojej premiery, ale na razie nie została jeszcze nawet oficjalnie zapowiedziana (chociaż ptaszki - a może raczej nietoperze - ćwierkają o niej coraz głośniej). Warto sobie przypomnieć starsze części, kupując pakiet Castlevania Advance Collection, ale jeśli macie go już za sobą albo odstraszają was archaiczne rozwiązania, mamy dla was znacznie lepszy pomysł. Kupcie DLC do Dead Cells, zatytułowane Return to Castlevania!
Dead Cells, chociaż wydany pięć lat temu, pozostaje popularną i wciąż rozwijaną grą, cieszącą się zainteresowaniem w gronie miłośników tego gatunku, a przy okazji prawdziwych wyzwań. W dodatek Return to Castlevania gra się równie dobrze, jak w oryginał, a dodatkowo możecie liczyć, rzecz jasna, na miejsca, atmosferę i przeciwników rodem z kultowej Castlevanii.
W nowej historii nie uciekacie już z wyspy, tak jak w podstawce. Zamiast tego wyruszacie na łowy na (nie)sławnego Drakulę. Czeka na was zupełnie nowa opowieść, chociaż doskonale znana, jeśli macie za sobą przygodę z oryginalną Castlevanią. Tym razem podano ją jednak w skondensowany i tym samym lekkostrawny sposób. To dobra wiadomość dla nowych graczy.
Formuła rozgrywki w Dead Cells doskonale przystaje do gameplayu znanego z Castlevanii. W Return to Castlevania przemierzamy mroczne lokacje, pełne korytarzy i sekretów do odkrycia, walcząc przy tym z dziesiątkami przeciwników (w tym bossów), skacząc po platformach i rozwijając kontrolowaną przez nas postać.
Co więc świeżego podano nam w Dead Cells: Return to Castlevania? Całe mnóstwo nowej (a raczej nowej-starej) zawartości, zainspirowanej Castlevanią: przeciwników (szkieletów, wilkołaków etc.), bossów (nie zdradzę za wiele, pisząc, że na końcu czeka nas pojedynek z samym Drakulą, prawda?), przebrań (w sumie 20) czy broni typowej dla łowców wampirów (nie mogło zabraknąć np. wody święconej).
Dead Cells: Return to Castlevania to oczywiście także nowa, ogromna lokacja do eksploracji. Mapa dzieli się na dwie główne części: wnętrze zamczyska oraz tereny wokół budowli. Każdy jej zakątek zaprojektowano ślicznie, w typowej dla Dead Cells, pixel artowej oprawie, a całość opatrzono muzyką inspirowaną Castlevanią.
Czy można chcieć czegoś więcej? Return to Castlevania to największe jak dotąd DLC do Dead Cells. Zawartość dodatku wystarczy spokojnie na około dwadzieścia godzin zabawy. Nie wyobrażam sobie lepszej niespodzianki zarówno dla miłośników oryginalnej Castlevanii, jak i osób, które zakochały się w Dead Cells.
Jesteście nowicjuszami i rozważacie zakup Dead Cells w pakiecie z DLC? To świetny pomysł pod warunkiem, że nie obawiacie się bardzo wysokiego poziomu trudności (chociaż z możliwymi do włączenia ułatwieniami).