Dead by Daylight - recenzja

Dead by Daylight /materiały prasowe

​Dead by Daylight to już drugi sieciowy horror, który w ostatnim czasie otrzymaliśmy. Czy wypadł lepiej od swojego poprzednika?

Friday the 13th: The Game, o którym mowa, poniosło spektakularną porażkę. Gra oparta na wydarzeniach znanych z filmu "Piątek trzynastego" okazała się pełna błędów technicznych i dla sporej części osób po prostu niegrywalna. Z kolei ci, którym udało się w nią pograć, narzekają na marną jakość produkcji studia IllFonic. Grupa ta może jednak poszukać tego, na co liczyła we Friday the 13th: The Game, w wydanej niedawno Dead by Daylight.

Gra przygotowana przez studio Behaviour Interactive przenosi nas (jak to zwykle w popularnych horrorach klasy B i C bywa) do Stanów Zjednoczonych, a dokładnie do niewielkiej miejscowości o nazwie, do której czwórka studentów wybiera się, aby zaszaleć. Nie spodziewa się jednak tego, że jest to miejsce polowań psychopaty, który planuje zamordować całą grupkę. I tak zaczyna się walka o życie... ale i o pozbawienie życia, wszak w Dead by Daylight możemy wcielić się zarówno w jednego z członków młodzieżowej ekipy, jak i w jednego z trzech dostępnych zabójców (w przyszłości grono to powinno się powiększyć).

Reklama

Zasady zabawy w Dead by Daylight - sieciowej gry akcji mocno inspirowanej horrorami klasy B i C - są naprawdę proste. Czwórka młodzian musi uciec przed szaleńcem, podczas gdy celem tego drugiego jest pozbawienie ich życia. Wcielając się w członka grupki, musimy uruchomić rozmieszczone na mapie pięć generatorów, aby aktywować bramy, przez które będziemy mogli uciec. Skradamy się, unikamy kontaktu z mordercą, nasłuchujemy dźwięków z otoczenia i próbujemy wykonać zadanie, cały czas ryzykując, że zostaniemy złapani i powieszeni na jednym z kilku haków. Wówczas z opresji mogą nas jeszcze wybawić kompani. Możemy też próbować uwolnić się sami, ale to karkołomna czynność, która niesie za sobą ryzyko śmierci. Akcję obserwujemy z perspektywy trzecioosobowej.

Gdy wcielimy się w zabójcę, rozgrywka wyraźnie się zmienia. Przede wszystkim sytuację zaczynamy oglądać w widoku z oczu. Nie możemy biegać, musimy chodzić. W zależności od tego, którego z morderców wybierzemy, otrzymujemy inne możliwości w polowaniu na nasze ofiary. Jeden z nich jest wyposażony piłę mechaniczną, drugi potrafi rozstawiać pułapki na niedźwiedzie, a trzeci może znikać. Aby dopaść jeden z naszych celów, musimy go dwukrotnie uderzyć. Nie możemy go jednak wtedy po prostu zabić. Zamiast tego wieszamy go na jednym ze wspomnianych haków.

Jak widzicie, zasady rozgrywki w Dead by Daylight są naprawdę banalne. To zdecydowanie zaleta tej gry, bo już po paru minutach możemy się z powodzeniem bawić. Szczególnie dużo frajdy daje wspólna zabawa ze znajomymi, z którymi możemy komunikować się głosowo i ustalać wspólnie plan działania. Jednak nawet bez tego rozgrywka dostarcza sporo wrażeń. Nie jest to może straszna gra, ale bez wątpienia podnosi poziom adrenaliny w organizmie.

Minusy? Jest kilka. Oprawa graficzna Dead by Daylight wypada mocno przeciętnie. Ani projekty lokacji, ani modele postaci nie zachwycają, a do tego razi jakość animacji czy przenikające się tekstury. Autorzy nie uniknęli też błędów technicznych. Minusem gry jest też z pewnością jej powtarzalność. Studio Behaviour Interactive nie postarało się ani o oryginalne tryby rozgrywki (wspomniana zabawa w aktywowanie generatorów to jedyna forma zabawy!), ani o szeroki wybór różnorodnych plansz. To zdecydowanie za mało, aby pozostać z Dead by Daylight na dłużej niż kilka godzin.

No, ale pozostaje nadzieja, że twórcy będą rozwijać swój projekt w przyszłości. Jeśli wzbogacą Dead by Daylight o nowe tryby rozgrywki, o nowe postacie zabójców i/lub o kolejne, ciekawe plansze, pewnie z chęcią do niej wrócimy. Jednak na ten moment, po kilku godzinach gry, mamy absolutnie dość zabawy w niskobudżetowy horror.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Dead by Daylight
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy