Lubię gry (i nie tylko), których twórcy nie obawiają się żartów z poważnych spraw. Lubię też wszelkiego rodzaju odniesienia do popkultury. Lubię też japońskie RPG-i. Czyli teoretycznie powinienem zakochać się w Citizens of Space. Teoretycznie...
Podejrzewam, że nie kojarzycie wydanej w 2015 roku Citizens of Earth od studia Eden Industries. Nic w tym dziwnego, bo o grze nie było zbyt głośno. Ja sam dowiedziałem się o niej dopiero niedawno. Niewiele brakowało, a o jej luźnej kontynuacji - Citizens of Space - także bym nie usłyszał. Jednak niedawno gra zawitała na moim redakcyjnym komputerze i - chcąc, nie chcąc (bardziej jednak "chcąc") - zabrałem się do jej testowania. Po przeczytaniu jej krótkiego opisu byłem pełen nadziei na wciągającą i zabawną przygodę.
W Citizens of Space przenosimy się - jak nietrudno się domyślić - w przestrzeń kosmiczną, wcielają się w Ambasador Ziemi. Niedługo po rozpoczęciu zabawy dowiadujemy się, że nasza rodzima planeta... zniknęła. Ale jak to możliwe, że cały glob po prostu przepadł? No właśnie, tę sprawę trzeba zbadać. Celem głównego bohatera staje się odnalezienie i uratowanie niebiesko-zielonej planety. Na szczęście w realizacji tej misji pomogą mu rozmaici obywatele kosmosu. Co jednak wcale nie oznacza, że będzie to zadanie łatwe do wykonania.
Pod względem mechaniki rozgrywki Citizens of Space to jRPG pełną gębą. Jednak jego twórcy to Amerykanie, którzy obiektów do obśmiewania szukali raczej w swoich stronach (nie zabrakło m.in. kosmicznego odpowiednika obecnego prezydenta Stanów Zjednoczonych). I trzeba przyznać, że poczucia humoru im nie brakuje. Citizens of Space strzela żartami na lewo i prawo niczym z kosmicznego działka laserowego. Odnajdujemy je na każdym kroku - w lokacjach, postaciach, dialogach. Co warte podkreślenia, te ostatnie zostały nagrane z wykorzystaniem aktorów (rzadko się to zdarza w tak niskobudżetowych produkcjach, jak ta). Żałujemy natomiast, że tekstów nie przetłumaczono na język polski, przez co wielu graczy nie będzie w stanie wyłapać wszystkich nawiązań, aluzji i dowcipów. A to w nich tkwi nieodparty urok Citizens of Space.
W Citizens of Space - jak to w jRPG-u - przemierzamy świat, odwiedzając różnorodne lokacje, poznając ciekawie zarysowane postacie, słuchając dialogów między nimi, wykonując zadania czy, oczywiście, biorąc udział w dziesiątkach, jeśli nie setkach walk. Potyczki to - obok wylewającego się poczucia humoru - jedna z głównych zalet Citizens of Space. Eden Industries nie skopiowało żadnej ze znanych mechanik, tylko wzięło sprawdzone rozwiązania, a następnie wzbogaciło je o swoje pomysły. I tak oto powstał turowy system, w którym wydajemy (jako Ambasador) polecenia członkom drużyny (czyli najróżniejsze postacie, które możemy rekrutować, podróżując po kosmosie), ale później nie tylko obserwujemy ich poczynania. W walkach wprowadzono minigierki oraz quick time eventy, od których zależy powodzenie poszczególnych akcji - zarówno ofensywnych, jak i defensywnych. To świetne rozwiązanie, które sprawia, że starcia są o wiele dynamiczniejsze i bardziej angażujące. Można je określić jako taktyczno-zręcznościowe. Chętnie zobaczyłbym taką mechanikę w innych grach tego typu.
Przez kilka godzin nie potrafiłem się oderwać od Citizens of Space. Jednak w końcu zaczeła mi doskwierać powtarzalność i monotonia, za co winę ponosi w dużej mierze konieczność grindowania. Żeby móc pójść dalej z fabułą, musimy toczyć niezliczone starcia z losowymi przeciwnikami. Po pewnym czasie zacząłem mieć ich zwyczajnie dość, a mechanika walki, która sama w sobie jest naprawdę dobra, zaczęła mnie nużyć. Także questy, które wykonujemy, to w dużej mierze proste, powtarzalne czynności typu "pójdź gdzieś i przynieś coś". W takiej grze, jak Citizens of Space, aż prosi się o bardziej kreatywne podejście do zadań. Autorzy mieli tak ogromne pole do popisu...
A skoro już narzekam, to muszę wspomnieć i o bugach, które dręczą Citizens of Space. Podejrzewam, że większość z nich zostanie usunięta, ale oczekiwałbym, że już w dniu premiery nie doświadczę takich bugów, jak znikające save'y, wychodzenie do pulpitu czy źle wyświetlające się teksty. Część z nich jest zbyt poważna, a przecież nie mówimy o nie wiadomo jak obszernej i skomplikowanej grze.
Citizens of Space wywołała we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony bawiłem się świetnie, racząc się zawartym w grze humorem, systemem pozyskiwania rekrutów czy (przez jakiś czas) fajną mechaniką walki, ale z drugiej - po kilku godzinach zaczęła mi doskwierać powtarzalność, monotonia, ale i różnego rodzaju błędy. Ostatecznie należy przyznać, że jest to dość udana produkcja, którą jednak powinni kupić tylko zagorzali miłośnicy turowych RPG-ów w stylu japońskim i poczucia humoru (naprawdę niezłego) w stylu amerykańskim.