Chornobyl Liquidators – recenzja. Może nie katastrofa, ale o sukcesie też nie ma mowy

Chornobyl Liquidators przenosi nas do okresu tuż po katastrofie elektrowni atomowej w Czarnobylu i Prypeci. Tym razem jednak, w przeciwieństwie chociażby do Chernobylite, mamy do czynienia z wierniejszym odwzorowaniem, a nie fantastyczną wizją.

Widać, że twórcy - polskie studio Live Motion Games - starali się jak najlepiej odwzorować nie tylko środowisko, ale też pracę ekip ratunkowych po fatalnym w skutkach wybuchu z 1986 roku. W grze wcielamy się w jednego z ratowników, który ma za zadanie pomóc w uporaniu się ze skutkami katastrofy. W teorii brzmi świetnie. Gorzej w praktyce.

Świat po awarii nuklearnej, który przedstawiono w Chornobyl Liquidators, został realistycznie przedstawiony. Autorzy zadbali o szczegóły, dzięki którym odnosimy wrażenie, jakbyśmy uczestnili w rzeczywistych zdarzeniach, a nie w fikcyjnej opowieści. Opuszczone budynki, zniszczona infrastruktura czy radiacyjne strefy potęgują poczucie bycia w samym środku strefy skażenia.

Reklama

Gra wypada też dobrze pod względem narracyjnym. Opowieść nie tylko zahacza mocno o realne wydarzenia, ale także pozwala nam kształtować jej ciąg dalszy poprzez dokonywane co jakiś czas wybory. Scenariusz w generalnym zarysie jest liniowy, ale w pewnym stopniu możemy wpływać na jego przebieg.

W Chornobyl Liqudators czekają na nas różnorodne zadania. Live Motion Games przygotowało szereg aktywności, począwszy od gaszenia pożarów, poprzez ewakuowanie ludności, aż po tajne oparacje na zlecenie KGB. Wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdyby nie liczne problemy, które trafią grę. Przyjrzyjmy się im bliżej.

Po pierwsze - Chornobyl Liqudators jest wypełnione po brzegi błędami. Często są to tylko drobne niedoróbki techniczne, które co najwyżej drażnią, ale nie przeszkadzają w grze. Niestety są też takie, które doprowadzają do frustracji, niekiedy wymagając od nas najgorszego - restartu. Zdarzyło mi się to między innymi w jednym z kluczowych momentów. Ależ byłem... zły.

Po drugie - problematyczne sterowanie. Czynności w grze wymagają precyzji, ale o tę trudno, kiedy reakcje na nasze operowanie klawiaturą i myszą są opóźnione. Niektóre polecenia trzeba też czasem powtarzać, aby zadziałały. Poruszanie się po lokacjach bywa trudne nawet w obszarach, które wydają się błahe.

Po trzecie - Chornobyl Liquidators wymaga od nas zarządzania zasobami, a także zarządzania zdrowiem, kondycją, poziomem stresu oraz napromieniowania bohatera. To mógł być mocny element gry, podnoszący poziom trudności oraz dodający zabawie realizmu. Niestety, autorzy tak kiepsko zbalansowali ten aspekt, że nie ma mowy o satysfakcji. Przeciwnie, to kolejne źródło frustracji.

Po czwarte - podczas rozgrywki poznajemy różne postacie, ale są one płytkie i mało interesujące. Trudno poczuć jakiekolwiek emocje czy też choćby zainteresować się ich losami. Relacje z nimi psuje także voice acting, który zdaje się, że powstał przy wykorzystaniu minimalnego budżetu i zaangażowaniu amatorów, a nie profesjonalnych aktorów.

Jako osoba mocno zainteresowana historią Czarnobyla bardzo liczyłem na Chornobyl Liquidators. Miałem nadzieję poczuć się, jakbym był w samym środku tragicznych wydarzeń z 1986 roku. I rzeczywiście grze momentami udawało się mnie do tego stopnia wciągnąć. Ale za każdym razem, gdy tylko do tego dochodziło, wystarczyła chwila, aby z klimatu wytrąciła mnie jakaś niedoróbka - czasem niewielka, kiedy indziej większa. Niestety, jest ich tutaj zbyt wiele, abym mógł polecić tę grę. To może nie katastrofa, ale udaną produkcją też trudno ją nazwać.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy