Carrion - recenzja

​Jako miłośnik wszystkiego, co związane z grozą (książek, filmów czy gier), nie mogłem nie zainteresować się Carrion. Choć nie jest to taki typowy horror...

Być może jest wam znana koncepcja odwróconego horroru. Zgodnie z nią, głównym bohaterem nie jest ofiara, ale łowca. Z taką sytuacją stykamy się w Carrion. W tej niewielkiej grze, stylizowanej na retro, wcielamy się w pasożyta, którego celem jest dopaść jak największą liczbę ludzi. Skąd się w ogóle wziął ten stwór? Prawdopodobnie jest efektem ubocznym eksperymentów prowadzonych w tajemnicy przez naukowców. Jednak nie ma co wchodzić w szczegóły fabuły, gdyż tej praktycznie tutaj nie uświadczamy. Ot, rozpoczynamy rozgrywkę, przejmujemy kontrolę nad bezkształtną, krwiożerczą masą i... zaczynamy konsumpcję!

Reklama

Sterowany przez nas stwór początkowo jest dość słaby (niemniej wystarczająco silny, by radzić sobie z biednymi ludźmi, którzy na niego natrafiają), ale z czasem - odnajdując specjalne kapsuły - rozwijamy go. Przede wszystkim zdobywamy nowe umiejętności, a także rozwijamy te, które zdołaliśmy już posiąść. Warto mieć oczy dookoła głowy, bo owe kapsuły można przegapić. Gra nie prowadzi nas za rączkę i pozwala pójść w różnych kierunkach, przez co nietrudno je pominąć. Jednak do etapów, które już odwiedziliśmy, możemy - a nawet wręcz musimy - wracać.

Potwór na starcie może jedynie przesuwać przedmioty oraz łapać i zjadać przeciwników, posługując się przy tym kilkoma swoimi mackami. Zdobywane na dalszych etapach umiejętności pozwalają nam np. łapać ofiary w specjalną nić, rzucać nimi o ściany czy też przeciskać się przez niedostępne wcześniej otwory. Generalnie główny bohater (jeśli można go tak w ogóle określić) staje się coraz silniejszy i zaczyna siać coraz większy zamęt w ludzkich szeregach. Rozwój stwora to prawdopodobnie jedna z mocniejszych stron tej gry. Czuć, że nasza krwistoczerwona masa staje się coraz silniejsza i bardziej niebezpieczna.

Wydawać by się mogło, że ów rozwój sprawi, że Carrion będzie cały czas dostarczał nowych emocji i szybko się nie znudzi. Niestety, jest odwrotnie. Jednak nie z powodu systemu rozwoju, tylko przez konstrukcję poziomów oraz mechanikę walki. Te pierwsze zostały wykonane na jedno kopyto, nieustannie odwiedzamy podobne lokacje, a ta druga zaczyna się nudzić już po godzinie, może dwóch. W pierwszych chwilach czerpałem sporo przyjemności z eksterminacji ludzi, ale później poziom znużenia stale rósł. Dobrze, że gra nie jest przesadnie długa.

Sytuacji nie poprawiają zbytnio wprowadzone do rozgrywki zagadki, które są tak proste i sztampowe, że nie ma się nawet co o nich rozpisywać. Autorzy starali się też zaciekawić gracza, rozrzucając tu i tam notatki naukowców, z których możemy dowiedzieć się co nieco o skąpym, fabularnym tle (ciekawe, gdzie nasz potwór nauczył się czytać, hę?!). To jednak także marna próba urozmaicenia rozgrywki i zwiększenia czerpanej z niej satysfakcji.

Podsumowując, Carrion to przyzwoita, dość nietypowa zręcznościówka, której największą zaletą jest oryginalna rozgrywka i rozwój postaci, w którą się wcielamy. No, początkowo także sama eksterminacja naszych ofiar, ale ta z czasem nudzi się coraz bardziej. Jeśli jednak lubicie tego rodzaju retro gry i macie ochotę na kilkugodzinną przygodę w roli żarłocznego stwora, spróbujcie, ale nie oczekujcie zbyt wiele.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy