Calico - recenzja

Calico /materiały prasowe

Nie wszyscy szukają w grach adrenaliny, rywalizacji czy rozbudowanych fabuł. Niektórzy wolą odnaleźć w nich spokój, okazję do relaksu i... wielkie koty?!

Z myślą o tej grupie graczy powstała Calico, którą w skrócie można określić jako symulator prowadzenia kawiarni, osadzony w zaczarowanym świecie pełnym czarodziejek, wielkich kotów i cukierkowo kolorowych drzew. Brzmi groteskowo? Pełna zgoda. W pierwszej chwili spodziewałem się, że mam do czynienia ze zwariowaną produkcją rodem z Kraju Kwitnącej Wiśni (te koty i ta rysunkowa stylistyka...). Byłem zaskoczony, gdy okazało się, że odpowiada za nią niezależne amerykańskie studio z siedzibą w Seattle - Peachy Keen Games.

Przygodę z Calico rozpoczynamy od stworzenia postaci, którą pokierujemy w tym bajkowym świecie. Mamy całkiem sporo możliwości w zakresie decydowania o jej wyglądzie - począwszy od twarzy, poprzez budowę ciała, a na ubraniu skończywszy. Możemy nawet dodać naszej bohaterce brodę (skoro w Cyberpunku można być kobietą z penisem albo mężczyzną z waginą... takie czasy!) i zdecydować się na zielony kolor skóry (takie czasy!).

Reklama

Centralnym punktem w Calico jest dla nas wspomniana kawiarnia, którą musimy z czasem uzupełniać o nowe zwierzęta, dekoracje oraz inspirowane kotami ciastka. Ale to oczywiście nie wszystko. Dużo czasu spędzamy, przemierzając świat i wykonując zadania dla naszych przyjaciół. Pełno w tym wszystkim magii, która pozwala nam np. zmieniać rozmiary swoje albo naszych czworonogów. Zadania są raczej proste. Raz zostaniemy poproszeni o zagonienie zwierząt w określone miejsce, innym razem mamy przygotować określoną miksturę. W nagrodę otrzymujemy pieniądze, ubrania, dekoracje czy przepisy do wykorzystania w kawiarni.

Calico to gra stworzona z myślą o młodszych graczach, co zdaje się potwierdzać fakt, że praktycznie nie występuje w niej walka. Owszem, czasem NPC-e kłócą się ze sobą i potrzebują nas, abyśmy wcielili się w rolę rozjemców, ale żadnych potyczek innych niż słowne nie uświadczycie.

W zasadzie na tym można by zakończyć opis rozgrywki w Calico. Jeśli uważacie, że to zbyt mało, aby wciągnąć gracza na dłużej, w pełni pokrywa się to z moją opinią. Gra jest zdecydowanie zbyt prosta, zbyt powtarzalna i niedostatecznie motywująca do dalszej zabawy. Podoba mi się koncepcja z prowadzeniem kociej kawiarni, ale przydałoby się w tym aspekcie zdecydowanie więcej możliwości.

Tak naprawdę możemy w niej tylko piec ciasteczka i upiększać ją przy wykorzystaniu zdobytych przedmiotów (których, trzeba przyznać, jest całkiem sporo). Brakuje jakichkolwiek elementów ekonomicznych, które napędzałyby chęć do rozwijania kawiarnianego biznesu. W efekcie nie byłem w żaden sposób zmotywowany do tego, by biegać od NPC-a do NPC-a i wykonywać proste - ani oryginalne, ani ciekawie napisane - zadania.

Żeby tego było mało, Calico leży i kwiczy (choć może powinienem raczej napisać, że miauczy) pod względem technicznym. Raz, że produkcja Peachy Keen Games jest zwyczajnie brzydka (menu wygląda, jakby zostało stworzone w darmowym narzędziu do tworzenia gier, a później jest niewiele lepiej). Dwa, że pełno w niej błędów - na niektóre można przymknąć oko, ale są też takie, które zwyczajnie irytują. A trzy, że sugerowałbym twórcom zatrudnienie lepszej klasy specjalisty ds. interfejsów.

Tego, że pomysł na Calico mógł się sprawdzić, dowodzą takie gry, jak Harvest Moon, Stardew Valley czy Animal Crossing. Jednak do tego potrzebna jest jeszcze umiejętna realizacja. Tej w tym przypadku ewidentnie zabrakło. Produkcja Peachy Keen Games zawodzi pod tak wieloma względami, że mogę ją polecić wyłącznie młodocianym miłośnikom kotów i kawiarnianych ciasteczek. Choć bez żadnej gwarancji, że im się spodoba.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy