Bulwark: Falconeer Chronicles – recenzja. Intrygujący city-builder, ale z problemami
Praca Tomasa Sali robi wrażenie. Holender niemal w pojedynkę stworzył bardzo dobrego Falconeera, a teraz rozwija swoje uniwersum, proponując coś całkiem świeżego i intrygującego.
Sala tym razem serwuje nam coś zupełnie innego niż poprzednia produkcja - zamiast powietrznych walk na grzbiecie olbrzymiego sokoła, otrzymujemy medytacyjny city-builder. Bulwark: Falconeer Chronicles zdecydowanie wyróżnia się na tle innych reprezentantek tego (pod)gatunku - zarówno pod względem atmosfery, jak i podejścia do mechaniki. Niestety, mimo wielu interesujących pomysłów, nie jest to pozycja bez wad.
Poprzednia odsłona Falconeer Chronicles skupiała się na powietrznych starciach w surowym, burzliwym świecie. W kontynuacji Tomas Sala zmienił perspektywę, dając nam możliwość budowania miast na skalistych, nieprzyjaznych wyspach archipelagu. Atmosfera, pełna deszczu i mglistych krajobrazów, tworzy niezwykle klimatyczne tło, które potęguje uczucie samotności i walki z żywiołami. To zdecydowanie najmocniejszy element gry, dzięki któremu łatwo wsiąknąć w ponury, ale intrygujący świat.
Bulwark nie jest jednak typowym city-builderem. Brakuje tu klasycznych mechanik, takich jak rozbudowane drzewka technologii czy szczegółowe menu zarządzania budynkami. Zamiast tego gra opiera się na prostym systemie kliknięć - jedno kliknięcie wystarczy, by rozbudować osadę czy wieżę. Z jednej strony taki minimalistyczny interfejs może wydać się atrakcyjny, ale na dłuższą metę bywa frustrujący. Gra oddaje w nasze ręce bardzo ograniczony zestaw narzędzi, nie mamy więc poczucia jakiegoś większego wyzwania, które zatrzymałoby nas przed ekranem na dłużej.
Sterowanie również nie ułatwia zadania. Kamera jest przyklejona do budynków, co znacząco ogranicza możliwość swobodnej eksploracji mapy. Co prawda istnieje opcja lotu sterowcem, która pozwala na przemieszczanie się pomiędzy wyspami, ale i to rozwiązanie nie jest idealne, bo poruszanie się wymaga ciągłego klikania - to dość toporne rozwiązanie. Z czasem może narastała we mnie frustracja, zwłaszcza gdy kolejne struktury musiałem budować w takim nieintuicyjnym systemie nawigacji.
Pomimo tych niedogodności, Bulwark potrafi zachwycić atmosferą. Deszcz, wiatr i przemykające chmury sprawiają wrażenie przebywania w świecie, w którym trwa ciągła walka z żywiołami. Osady rozbudowują się dynamicznie, małe domki wyrastają jak grzyby po deszczu, przypominając rośliny pnące się po skałach. Jednak ten urok szybko przemija, gdy zaczynamy zastanawiać się nad celem gry.
Największym problemem Bulwarka jest brak wyraźnych zadań czy celów. Gra nie oferuje wystarczających wskazówek, na przykład jak optymalnie rozwijać swoje osady. Surowce są dostępne, ale w ograniczonej ilości, a gra nakłada limity na liczbę budowniczych, przez co nie możemy zebrać widocznych zasobów. To w połączeniu z brakiem złożonego interfejsu zarządzania prowadzi do uczucia zagubienia. Zabrakło mi też wyraźnych wyzwań, bez których często dryfujemy po mapie, nie do końca wiedząc, co dalej robić.
Dla niektórych graczy taki brak presji może być jednak atutem. Bulwark nie zmusza nas do ciągłej walki o przetrwanie czy realizacji ściśle wytyczonych celów. Gra ma bardziej relaksujący charakter - możemy spokojnie eksplorować, budować osady w swoim tempie i cieszyć się atmosferą. To doświadczenie bardziej medytacyjne niż typowy city-builder. W końcu, po wielu próbach, zaczynamy rozumieć przepływ zasobów, mechanizmy handlu czy aspekty obronne. Jednak dojście do tego punktu wymaga dużo cierpliwości.
Bulwark: Falconeer Chronicles eksperymentuje z konwencją budowania miast. Największym atutem jest niezwykła atmosfera - burzliwe archipelagi, dynamiczna pogoda i surrealistyczne pejzaże tworzą niepowtarzalny klimat. Z pewnością warto zwrócić też uwagę na spokojny, relaksujący charakter oraz przyjemny widok na rozwijające się miasta. Jednak problemy ze sterowaniem, brak wyraźnych celów oraz zbyt uproszczony system budowania mogą zniechęcić graczy szukających bardziej złożonych wyzwań.