Book of Demons - recenzja

Book of Demons /materiały prasowe

Za Book of Demons stoi jeden z ciekawszych pomysłów, z jakimi zetknęliśmy się w ostatnich latach. Otóż polski zespół Thing Trunk postanowił stworzyć klona Diablo trochę jak... "z papieru".

W październiku 2015 roku mieszczące się w Warszawie studio ogłosiło, że pracuje (już od 2012 roku) nad interesującym projektem, w ramach którego powstaje aż siedem gier. Założenie jest takie, że każda z nich ma reprezentować inny gatunek i nawiązywać do kultowych tytułów z lat dziewięćdziesiątych. Choć będą się różnić między sobą mechaniką i będą opowiadać odmienne historie, to ma je łączyć jeden wspólny mianownik. Wszystkie mają zostać zrealizowane w podobnym stylu artystycznym. Jeśli będą wyglądać tak, jak Book of Demons, należy się w nich spodziewać m.in. dwuwymiarowych plansz i postaci przypominających papierowe wycinanki. Cały projekt nosi nazwę Return 2 Games. O jego ostatecznym powodzeniu lub porażce będzie można pisać dopiero za jakiś czas, ale już teraz, po zagraniu w Book of Demons, możemy wyciągnąć pierwsze wnioski. A zatem...

Reklama

Produkcja studia Thing Trunk nawiązuje do Diablo praktycznie pod każdym względem. Zacznijmy od fabuły. Ot, mamy tutaj bohatera (reprezentującego jedną z trzech klas: wojownika, łuczniczki lub maga), który powraca do swojej rodzinnej wioski, zastając swoich bliskich w nie lada tarapatach. Okazuje się bowiem, że w miejscowej katedrze oraz w rozległych podziemiach zaczęło panoszyć się zło, które trzeba przegonić tam, gdzie... czarty zimują. Przed tym zadaniem stajemy - a jakże - my. Czyli wypisz, wymaluj pierwsza część Diablo. I podobnie jak tam, fabuła pełni głównie rolę pretekstu do wymachiwania orężem i wybijania zastępów przeróżnych maszkar, czających się na gracza na każdym kroku.

Rozgrywka w Book of Demons to hack'n'slash w najczystszej postaci. Jej ostateczny charakter zależy od wyboru postaci, którego dokonujemy na samym początku. Jeśli zdecydujemy się na wojownika, będziemy walczyć w zwarciu, zadając w ten sposób nie lada obrażenia. Jeżeli wybierzemy łuczniczkę, większość czasu spędzimy na wyprowadzaniu ataków dystansowych. Z kolei jako mag będziemy korzystać z rozmaitych zaklęć - zarówno defensywnych, jak i ofensywnych - co przekłada się chyba na stosunkowo największą różnorodność.

Jednak niezależnie od tego, którą klasę wybierzemy, możemy ją z czasem rozwijać i dostosowywać do swoich upodobań, wykorzystując do tego rozmaite karty, reprezentujące umiejętności, czary oraz przedmioty. Co więcej, i je można ulepszać za pomocą run odnajdywanych podczas eksploracji podziemi. Eliminując kolejne grupy wrogów (wśród których występuje zarówno typowe mięso armatnie, jak i wyjątkowo silni bossowie), zdobywamy także punkty doświadczenia, dzięki którym nasz bohater (lub bohaterka) zwiększa limit punktów życia oraz punktów many (spodziewalibyście się innego rozwiązania?).

Czas spędzony z Book of Demons wypełnia przede wszystkim walka. W pierwszych chwilach spędzonych z grą wydawała nam się ona cokolwiek dziwna, a to za sprawą wspomnianych, papierowych postaci, które poruszają się, ale nie są w żaden sposób animowane. Wykonują jedynie nieco zabawne podskoki (w ogóle konwencja Book of Demons jest dość żartobliwa), co nie jest zbyt efektowne i może przynajmniej przez jakiś czas odstraszać. Jednak w takich grach, jak ta, liczy się przede wszystkim mechanika i miodność. A na te elementy nie możemy narzekać. Starcia najzwyczajniej w świecie wciągają. Czy tak samo, jak w pierwszym Diablo? Trudno powiedzieć, ale na pewno trudno nam się było oderwać przez wiele godzin.

Jednak wcale nie musieliśmy spędzać przy komputerze po kilka godzin, tak jak to robiliśmy, grając lata temu w pierwsze Diablo. W Book of Demons wykorzystano ciekawe rozwiązanie o nazwie Flexiscope. Pozwala nam ono zdecydować o tym, jak długo chcemy grać podczas danego podejścia. Możemy zdecydować się na przykład na godzinną sesję, ale równie dobrze możemy określić, że chcemy się pobawić kilka minut. I system tak dostosuje rozgrywkę, abyśmy niezależnie od wybranego czasu gry zrobili postępy - mniejsze lub większe, ale zawsze. To naprawdę fajny pomysł, który pozwala czerpać przyjemność każdemu - i będącemu na wakacjach nastolatkowi, i wyrabiającemu nadgodziny tatusiowi. A zarazem jest to dowód na to, że Thing Trunk potrafi nie tylko (udanie) kopiować.

Book of Demons to bardzo miła niespodzianka i świetny prognostyk przed kolejnymi grami powstającymi w ramach projektu Return 2 Games. Jesteśmy niezmiernie ciekawi, jakie kolejne (po Diablo) obiekty kultu Thing Trunk zamierza po swojemu ożywić. Tak czy inaczej, jeśli za każdym razem będzie to produkcja tak wciągająca, jak Book of Demons, to niezależnie od tego, jaki będzie reprezentować gatunek, możemy być dobrej myśli.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Book of Demons
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy