Blood: Fresh Supply - recenzja

​Do tego, że dwudziestoletnie lub jeszcze starsze gry potrafią wzbudzać niemałe emocje, nie trzeba chyba nikogo przekonywać. To fakt, z którym trudno dyskutować.

A jeśli ktoś potrzebuje dowodów, to wystarczy przywołać kilka historii dotyczących platformy GOG.com. Ot, chociażby tę sprzed kilku tygodni, kiedy to do oferty sklepu trafiły dwie pierwsze części serii Warcraft. Choć od premiery pierwszej z nich minęło już ćwierć wieku, zainteresowanie nią okazało się ogromne (przypomnę, że w ostatnich latach nie była ona oficjalnie dostępna i nie dało się jej uruchomić na nowoczesnym komputerze bez kombinacji). Kilka dni temu w serwisie pojawił się inny przebój sprzed dekad. Może nie tak wielki, jak Warcraft, ale ja osobiście już od dawna miałem nadzieję na jego powrót. Chodzi o tyleż brutalną, co kultową strzelankę Blood, której odświeżona wersja została wydana pod tytułem Blood: Fresh Supply.

Reklama

Młodsi gracze mogą w ogóle nie kojarzyć, o jakiej grze mowa, stąd krótkie przypomnienie. Blood to strzelanka stworzona przez studio Monolith Productions, wydana w wersji na pecety w 1997 roku. Zdobyła ona tak dużą popularność, że doczekała się dwóch rozszerzeń (zawarto je w odświeżonym wydaniu) oraz kontynuacji (która być może także zostanie za jakiś czas wznowiona). A teraz - w końcu! - została zaprezentowana graczom w odnowionej postaci.

W Blood: Fresh Supply mamy do czynienia z tą samą historią, co w oryginale. Akcja gry toczy się na początku dwudziestego wieku, a jej bohaterem jest niejaki Caleb. To rewolwerowiec realizujący zemstę na kulcie Czernoboga, w którym piastował kiedyś zaszczytną funkcję, ale został zdradzony i zabity przez innych wyznawców. Odkąd wrócił do żywych, jest ich prawdziwym postrachem, który wykorzystuje wszystkie dostępne narzędzia, aby wybić swoich oprawców co do jednego.

Oczywiście fabuła w Blood: Fresh Supply nie jest najważniejsza. Sednem jest tutaj sama rozgrywka, która również nie uległa zmianom w porównaniu do pierwowzoru. To w dalszym ciągu klasyczna, pierwszoosobowa strzelanka, w której przemierzamy rozległe plansze (ich projekty to wciąż jedna z największych zalet gry), rozwalamy różnorodnych wrogów (wśród których występują nie tylko członkowie wspomnianego kultu, ale również zombie, gargulce czy... rekiny) przy użyciu równie zróżnicowanej broni (bardziej pospolitej, jak shotguny, ale i tak nietuzinkowej, jak kukiełki voodoo czy działka Tesli), a także odkrywamy sekrety i szukamy kluczy pozwalające nam przechodzić do kolejnych poziomów. O dziwo, to wszystko - pomimo niezmienionej formy i upływu ćwierćwiecza - nie przestało bawić! Blood: Fresh Supply to pełnokrwista (sic!), oldschoolowa strzelanka, która powinna zadowolić każdego miłośnika gatunku.

A co się zmieniło względem oryginału? Blood: Fresh Supply to w końcu nie 25-letnia gra z wbudowanym DOSBoksem, ale jej odświeżona wersja. No i rzeczywiście można w niej odnaleźć całkiem sporo zmian. Nie są rewolucyjne, ale ich liczba i sensowność są zupełnie satysfakcjonujące. Autorzy wprowadzili wsparcie dla DirectX 11 czy Open GL 3.2, dla antialiasingu, ambient occlusion i synchronizacji pionowej, a także dla wyższych rozdzielczości, w tym dla monitorów 4K. W grze pojawiła się możliwość konfiguracji klawiatury i pada, jak również przełączania się między ścieżką dźwiękową w formacie MIDI i CD. Blood: Fresh Supply oferuje opcję zabawy wieloosobowej (w kooperacji albo przeciwko sobie), lokalny split-screen, a także wsparcie dla modów - zarówno już istniejących, jak i dla nowych. Na pewno szybko dostrzeżecie (dosłownie) także to, że podczas zabawy można się teraz rozglądać w górę i w dół.

Blood: Fresh Supply wygląda trochę lepiej niż przed laty. To nie remake, więc nie oczekujcie nowoczesnej oprawy graficznej. Jednak to, co zaoferował zespół Night Dive Studios, jest całkiem akceptowalne, a do tego ma taki urok, że chyba nie chciałbym, żeby ktokolwiek dokonywał jakiejkolwiek rewolucji w warstwie graficznej. W ogóle to jedna z najbardziej urokliwych (a przy tym najbardziej krwawych, ups!) premier w ostatnich miesiącach. Jeśli kochasz klasyczne strzelanki, kupuj bez chwili zawahania.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy