Black Mirror - recenzja

Od dawna czekaliśmy na grę inspirowaną twórczością H.P. Lovecrafta. No i się doczekaliśmy!

Nie jest to co prawda spełnienie marzeń, bo Black Mirror to nie "nówka-sztuka", a reboot gry przygodowej z 2003 roku, ale jak się nie ma, co się lubi... Poza tym, od premiery oryginału minęło już tyle czasu, że mało kto z nas pamięta, o co w nim w ogóle chodziło, a poza tym w nowej odsłonie poznajemy zupełnie nową historię oraz nowego bohatera. Tak więc przygotowany przez studio King Art Games Black Mirror to pozycja wręcz obowiązkowa dla wszystkich miłośników przygodówek oraz atmosfery grozy, a przede wszystkim twórczości Howarda Phillipsa Lovecrafta i Edgara Allana Poego.

Reklama

W Black Mirror poznajemy historię Davida Gordona, który przybywa do Szkocji, do Sgathan Dubh Castle, czyli - w tłumaczeniu z języka gaelickiego - Zamku Czarnego Lustra niedługo po tym, jak jego ojciec ginie w tragicznych okolicznościach. Młodzieniec odziedziczył część zamczyska, co mogło mu się wydawać pozytywną informacją, ale tylko do czasu, gdy okazało się, że na miejscu rozgrywają się nieprawdopodobne i mroczne zdarzenia. Podczas kilkunastogodzinnej przygody będziemy musieli odkryć tajemnicę budowli, której historia ma sięgać starożytności, a także dowiedzieć się, dlaczego ojciec Davida musiał zginąć. Po drodze zgłębimy także szereg pomniejszych wątków, które może nie zmrożą wam krwi w żyłach, ale na pewno zaintrygują i otulą mrocznym klimatem.

Historia (a także estetyka) zastana w Black Mirror na każdym kroku przypomina twórczość Lovecrafta i Poego. Nie brakuje wątków okultystycznych, opowieści o pradawnych mocach, tajemnic skrywanych w starych murach czy pod powierzchnią wody. Cieszy, że autorom nie zabrakło ambicji i że w nowej odsłonie przedstawili całkiem nową fabułę oraz nieznaną do tej pory postać. Świetnie wypadają także postacie, które może i są nieco sztampowe (oziębły kamerdyner, przestraszona pokojówka, ogrodnik przypominający ducha...), ale ani odrobinę nam to nie przeszkadzało. Zarówno wygląd, jak i głosy poszczególnych bohaterów wypadają pierwszorzędnie.

Black Mirror to przygodówka raczej wierna klasycznym założeniom. Co prawda sterowanie odbywa się przy użyciu zarówno klawiatury i myszki (albo pada, gdyż grę przygotowano także z myślą o konsolach), więc nie jest to tradycyjny point & click, ale poza tym produkcja King Art Games wywołuje mnóstwo skojarzeń z latami dziewięćdziesiątymi. Zabawa polega w głównej mierze na przemierzaniu kolejnych lokacji, szukaniu przedmiotów i podpowiedzi, rozmowach z mieszkańcami zamku, a także rozwiązywaniu łamigłówek, których poziom trudności określilibyśmy jako średni (systemu podpowiedzi brak).

To wszystko, o czym napisaliśmy powyżej, wystarczyło w zupełności, aby utrzymać nas w stanie zaciekawienia aż do samego końca przygody. Jednak Black Mirror byłoby grą jeszcze lepszą, gdyby nie kilka mankamentów. Po pierwsze - statyczno-dynamiczna kamera (zawieszona w stałych punktach, ale podążająca za bohaterem) niekiedy utrudnia eksplorację. Po drugie - postać głównego bohatera czasem potrafi się zaklinować. Po trzecie - kilkakrotnie mieliśmy problem z tym, że nie dało się wejść w interakcję z jakimś przedmiotem. Po czwarte - po przejściu z jednego ekranu na drugi musieliśmy odczekać chwilę, zanim gra zaczęła znów być grywalna. Po piąte - zabrakło niektórych tłumaczeń napisów z języka angielskiego na polski, a inne nie pasują do tego, co mówią postacie. Po szóste - każdorazowe przejście z lokacji do lokacji wiąże się z koniecznością odczekania kilku sekund (a w praktyce każde pomieszczenie to osobna lokacja).

Jednak pomimo dość dużej liczby minusów Black Mirror nie traci za wiele. W większości są to bowiem drobnostki, które można twórcom przynajmniej częściowo wybaczyć. Niewykluczone, że niebawem do sieci trafi patch, które załata przynajmniej niektóre ze wspomnianych dziur.

Black Mirror należy pochwalić także za grafikę i udźwiękowienie. Autorzy przygotowali atrakcyjne, bogate w szczegóły projekty lokacji, a realistyczne oświetlenie i subtelne odgłosy przez większość czasu podtrzymują stan napięcia. Niezależnie od tego, czy akcja danego rozdziału toczy się w nocy, czy w dzień, trudno narzekać na brak klimatu (bardzo podobały nam się na przykład fragmenty, podczas których wprawdzie panował dzień, ale ulewa dudniła w tle o szyby).

Życzylibyśmy sobie jak najwięcej takich rebootów, jak Black Mirror. To pozycja absolutnie obowiązkowa dla miłośników przygodówek, a w szczególności tych, którzy cenią sobie literaturę grozy (z twórczością Lovecrafta i Poego na czele). Jeśli się do nich zaliczasz, dodaj do poniższej oceny jedno oczko.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy