Beyond a Steel Sky - recenzja

​Beyond a Steel Sky to kontynuacja, na którą czekaliśmy przez lata. A konsolowcy jeszcze o rok dłużej.

Co ciekawe, produkcja studia Revolution Software trafiła najpierw na... iOS-a. Posiadacze iPhone'ów i iPadów mogli w nią zagrać już 26 czerwca ubiegłego roku. Niespełna miesiąc później wydano ją w wersji na pecety. A niedawno, 30 listopada, wydawca poszedł już znacznie szerzej, wypuszczając do sklepów edycję na PlayStation 4, PlayStation 5, Xbox One, Xbox Series X|S oraz Switch. I to całkiem bogatą. Jeśli zdecydujecie się na zakup fizycznego egzemplarza, oprócz samej gry otrzymacie komiksowy steelbook, klucz na ścieżkę dźwiękową w formie cyfrowej oraz arkusz naklejek. Gracze, którzy złożyli zamówienie przedpremierowe, otrzymali dodatkowo emaliowaną przypinkę, klucz na 50-stronicowy artbook oraz na dwa komiksy Dave'a Gibbonsa w formie cyfrowej. To całkiem sporo bonusów, ale czy przypadkiem twórcy nie chcieli nimi przykryć słabostek samej gry?

Reklama

Beyond a Steel Sky to sequel klasycznej, dwuwymiarowej przygodówki point & click z 1994 roku, zatytułowanej w Beneath a Steel Sky, w którym swoje palce maczał m.in. Charles Cecil (ojciec serii Broken Sword) oraz Dave Gibbons (autor komiksów). W kontynuacji ponownie przenosimy się do futurystycznego, dystopijnego świata i poznajemy bliżej losy Roberta Fostera. Mężczyzny, który pewnego dnia staje się ofiarą brutalnego ataku. Pozostaje wśród żywych, ale napastnicy porywają jego syna. Bohater nie poddaje się i wyrusza na poszukiwania dziecka. Trop początkowo prowadzi go do olbrzymiej metropolii o nazwie Union City. Ta pozorna utopia okazuje się jednak skrywać wiele mrocznych tajemnic...

Beyond a Steel Sky to dramatyczna, choć pełna humoru opowieść, wzbogacona o komiksową oprawę graficzną oraz wpadające w ucho udźwiękowienie. Polscy gracze nieznający języka angielskiego nie muszą się obawiać, że nie zrozumieją fabuły - gra doczekała się tłumaczenia na język Słowackiego i Mickiewicza (w wersji kinowej, tj. z napisami). A z pewnością jest to historia, z którą warto się zapoznać. Choć studio odpowiedzialne za sequel poszło swoją ścieżką i zamiast point & clicka zaserwowało nam trzecioosobową przygodówkę, nie zgubiło po drodze tego, co sprawiło, że tak miło wspominamy pierwowzór. W Beyond a Steel Sky nie brakuje interesującej historii, zwrotów akcji, wciągających intryg, charakterystycznych postaci, łamigłówek czy klimatu, który pozwala nam przenieść się do innego - niekoniecznie lepszego, ale intrygującego - świata.

Choć nie da się ukryć, że miłośnicy pierwszej części będą mieli podstawy do wygłoszenia kilku zarzutów. Przede wszystkim wizja świata zmieniła się w takim stopniu, że gdyby nie tytuł, można by w ogóle nie zauważyć, że to kontynuacja Beneath a Steel Sky. Także łamigłówki w sequelu wydają się nie dorastać do pięt pierwowzorowi. Zbyt wiele z nich oparto na mechanice hakowania, która nie byłaby może zła, gdyby nie wałkowano jej tak często.

Beyond a Steel Sky testowałem na PlayStation 5. Wersja next-genowa może pochwalić się dwoma ustawieniami graficznymi, do czego posiadacze nowych konsol powinni być już przyzwyczajeni. Gracze mogą wybierać pomiędzy wyższą rozdzielczością i 30 klatkami na sekundę a niższą jakością oprawy i 60 FPS-ami. Zdecydowanie brakuje ustawienia pośredniego. Mnie osobiście zadowoliłoby 40-45 klatek na sekundę z nieco większym bogactwem detali i ostrzejszą grafiką.

Podobnie jak na PC, tak i na konsolach Beyond a Steel Sky wypada całkiem przyzwoicie. Pomimo że autorzy podjęli kilka ryzykownych decyzji, związanych ze zmianą perspektywy czy wizji świata, trudno nie przyznać, że wykonali solidną pracę. Opowiedzieli ciekawą historię, od której momentami trudno się oderwać. A przecież na to przede wszystkim liczymy w przygodówkach.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy