Beat Saber - recenzja

​Sony od dłuższego czasu próbuje przekonać graczy do zakupu i korzystania z PS VR. I musimy przyznać, że wychodzi mu to naprawdę nieźle!

Wystarczyło zacząć wydawać naprawdę dobre gry. Nie prezentacje, nie typowe "pokazówki" możliwości okularów do wirtualnej rzeczywistości, ale po prostu dobre gry. W ostatnich latach ich lista wydłużyła się o co najmniej kilkanaście interesujących pozycji. Takich jak chociażby Firewall: Zero Hour (sieciowa strzelanka w stylu Counter-Strike'a), Astro Bot: Rescue Mission (platformówka z pomysłowymi łamigłówkami przestrzennymi), Superhot VR (oryginalny polski shooter w wydaniu VR), Resident Evil 7 (przypomnijmy, że siódmą część tej serii horrorów można przejść w całości z goglami VR na głowie) czy Tetris Effect (kultowa gra w nowoczesnym ujęciu). Niedawno dołączyła do niej kolejna znakomita produkcja - Beat Saber.

Reklama

To gra muzyczna, więc dość niszowa. Ten gatunek być może przeżywał swoje złote lata, ale było to dawno temu. Obecnie już mało kto o nich pamięta. Jednak Beat Saber przypomniał nam, jak dobrze (ba, świetnie!) można się bawić, starając się nadążyć za rytmem, słuchając muzyki i oglądając kolorowe widowisko na ekranie. W grze wykorzystujemy dwa miecze świetlne, którymi poruszamy za pomocą kontrolerów PS Move. Na początku warto przejść przez dobrze zrealizowany samouczek, dzięki któremu błyskawicznie opanowujemy sztukę wymachiwania mieczami, aby następnie zacząć zabawę w jednym z dwóch głównych trybów: kariery albo swobodnej rozgrywki.

Zasady gry są naprawdę proste. Miecze, którymi wymachujemy, są różnokolorowe - jeden jest czerwony, a drugi niebieski. Podczas zabawy z głębi ekranu nadciągają klocki (sześciany) o podobnych kolorach i z oznaczeniami w postaci strzałek. Kolor mówi nam o tym, którym mieczem powinniśmy dany obiekt przeciąć, a strzałka o tym, z której strony powinniśmy poprowadzić cięcie. Jednak żeby nie było zbyt łatwo, autorzy wprowadzili także utrudnienia. Pierwszym z nich są obiekty, których nie wolno nam przecinać, a drugim - ściany, które musimy omijać, wykonując ruchy całym ciałem (odskakując w bok albo schylając się).

Na szczęście pomyślano także o tym, aby dostosować Beat Saber do graczy o różnych stopniach zaawansowania oraz o różnych umiejętnościach wyczucia rytmu. Przede wszystkim do wyboru mamy cztery poziomy trudności. Na najniższym z grą powinni sobie poradzić nawet zupełnie początkujące osoby. Dopiero na drugim zaczynają się schody, choć nie są one jeszcze zbyt strome. Natomiast na trzecim i czwartym poziomie stajemy już przed nie lada wyzwaniem, które będzie w stanie wycisnąć z nas siódme poty (przy okazji - Beat Saber to niezły trening dla ciała). Autorzy dali nam też możliwość włączenia dodatkowych ułatwień, takich jak ograniczenie liczby mieczy do jednego albo wyłączenie konieczności cięcia obiektów z określonych stron.

Przy Beat Saber bawiliśmy się naprawdę przednio - na początku nieśmiało wymachując mieczami na najniższym poziomie trudności, a później dając już nieźle czadu na tych wyższych. Jedyną rzeczą, która może doskwierać, jest monotonia gatunkowa w repertuarze dostępnych utworów. Twórcy postawili niemal wyłącznie na elektroniczne rytmy (do których nawiązuje zresztą neonowa oprawa graficzna), które niekoniecznie każdemu przypadną do gustu. A nawet, jeśli przypadną, to po godzinie słuchania ich prawdopodobnie każdy będzie miał trochę dosyć. Co prawda, wśród dostępnych utworów znalazł się też na przykład hip-hop, ale to wciąż za mało. No cóż, może twórcy pomyślą kiedyś o DLC?

Beat Saber bezapelacyjnie dołącza do grona gier, w które warto zagrać, mając w domu PS VR. A jeżeli go nie macie, jest to jeden z tytułów, który powinien was zachęcić do inwestycji w ten gadżet. Choć mówimy w gruncie rzeczy o prostej grze muzycznej, to jednak nie sposób odmówić jej ani tego, że potrafi wciągnąć na dobre (chwilami wręcz zahipnotyzować), ani tego, że została wzorowo wykonana.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama