Battlefield: Hardline - policyjny serial z tobą w roli głównej

Szanowni państwo, przerywamy na pewien czas wojnę. Odwieszamy żołnierskie przyodzienie, by zająć się przez chwilę kartelami narkotykowymi.

Battlefield do tej pory kojarzył się wyłącznie z wojennymi FPS-ami, w których wcielaliśmy się za każdym razem w żołnierzy i przenosiliśmy się na pole wojny. Jednak przyszła pora na spin-off, a mianowicie Battlefield: Hardline, w którym przenosimy się też poniekąd na pole walki, ale tym razem będzie to walka pomiędzy policją a bandziorami. Czy ta nowa, świeża formuła wypada strawnie, czy też może lepiej pójść ponownie w kamasze?

Skazany na...

W kampanii single player, którą zaserwowało nam studio Visceral Games (autorzy m.in. serii Dead Space), przychodzi nam wcielić się w pochodzącego z Kuby Nicka Mendozę, który po latach spędzonych w policyjnym mundurze trafia do więzienia. Jak do tego doszło, dowiadujemy się z kolejnych retrospekcji. Historia kręci się wokół handlarzy narkotykami, a rozpoczyna od sprawy związanej z dużym przemytem, do której zbadania zostaje wyznaczony główny bohater.

Reklama

Fabuła została przedstawiona w sposób typowy dla seriali, ale pod względem jakości daleko jej do pierwszej ligi telewizyjnych, kryminalnych historii. Nie poświęcono jej tyle miejsca, ile się powinno, zastosowano w niej cały szereg sztampowych zagrywek, dialogi napisał chyba początkujący scenarzysta, a postacie, które powinny być jednym z filarów opowieści, prezentują się raczej blado (z Nickiem Mendozą na czele). Całość ogląda się raczej bez większych emocji.

Witamy na komendzie

Z racji tego, że Battlefield: Hardline opowiada nie o wojnie, a o pracy policjanta, Visceral Games musiało pozmieniać to i owo w rozgrywce. No i pozmieniało, tylko że efekt tych zmian jest niezbyt satysfakcjonujący. Po pierwsze - wprowadzono elementy skradankowe, ale przeciwnicy, których mijamy, nie należą do zbytnio kumatych i jakby tylko czekali, aż im przywalimy. Nie tędy droga.

Po drugie - dano nam możliwość zakuwania bandziorów w kajdanki, ale jest to czynność tak prosta i tak łatwa, że aż śmiech na sali. Wyobrażacie sobie, że trzech uzbrojonych po zęby gangsterów rzuca broń i pada przed wami na kolana tylko dlatego, że machnęliście im przed oczami odznaką? Po trzecie - czasem musimy także poszukać dowodów w sprawie, ale sposób, w jaki to robimy, jest banalny i wtórny. Kolejny dobry, acz kiepsko zrealizowany pomysł.

Wielbicieli policyjnych historii być może kampania przedstawiona w Battlefield: Hardline zainteresuje, ale jeśli na widok munduru i odznaki amerykańskiego policjanta serce nie zaczyna bić ci szybciej, prawdopodobnie uznasz ją za kompletnie przeciętną, niespecjalnie ciekawą i niewnoszącą praktycznie nic do gatunku. Jednak - jak zwykle - Battlefield to nie tylko single player, ale też multiplayer. Ba, dla większości graczy to przede wszystkim multiplayer! Jak wygląda ten zaserwowany przez Visceral Games?

Na sygnale

Cóż, pod tym względem Battlefield: Hardline wygląda raczej jak duży mod do Battlefielda 4, a nie osobna gra. Opracowano oczywiście nowe plansze (choć nie da się ukryć, że wyraźnie przypominają one te z "trójki" i "czwórki"!), zmieniono modele postaci oraz arsenał, a także usunięto z zabawy ciężkie pojazdy. Przygotowano nawet nowe, całkiem niezłe tryby rozgrywki - Fuchę (zabawa w przejmowanie rozstawionych na planszy samochodów, którymi da się potem jeździć, choć model jazdy lepiej przemilczeć), Na Ratunek (jedna z drużyn ma za zadanie ochraniać dwóch cywilów) oraz Na Celowniku (pomagamy dotrzeć do celu ważnej personie, w którą wciela się jeden z graczy) - ale to za mało.

Jeśli idzie o multiplayer (choć nie tylko), gra wygląda jak odświeżony Battlefield, a nie całkiem osobna produkcja, stworzona od A do Z z myślą o zabawie w policjantów i złodziei. Przypominają nam o tym niemal wręcz skopiowane z Battlefielda 4 klasy postaci, niezmieniony system ich rozwoju, a także poszerzania naszego arsenału. Jeżeli szukasz prawdziwie nowatorskiego trybu multi, to nie znajdziesz go w Battlefield: Hardline. Co innego, że zabawa online w takiej formie, jaką znamy z Battlefielda 4, tylko nieco odświeżonej, w dalszym ciągu rajcuje.

Plastik fantastik

Graficznie Battlefield: Hardline wypada nieźle, choć według nas trochę zbyt plastikowo, zbyt sterylnie. Pod tym względem to taka cukierkowa opowieść rodem z popołudniowego pasma telewizyjnego, a nie prawdziwa i brudna historia o skorumpowanych policjantach i bezwzględnych bandytach (a na taką się nastawialiśmy). Z technicznego punktu widzenia patrząc, nie ma na co narzekać, ale na pewno nie ma też co spodziewać się graficznych rewolucji. Pamiętajcie - to tylko spin-off, "duży mod" do Battlefielda. Ponadto na ekranie dość często obserwujemy różnego rodzaju błędy, takie jak choćby przenikanie się modeli.

A co z udźwiękowieniem? Muzyka - w wykonaniu m.in. Judas Priest czy The Stooges - tworzy dobre tło pod kryminalną historię, a aktorzy wykonali swoją pracę bez zarzutu, choć tylko ci oryginalni. Polski dubbing skutecznie przeszkadza w poczuciu atmosfery. Jest sztuczny i bliżej mu charakterem do animacji dla dzieci niż do kryminału.

Solidnie, ale bez fajerwerków

Choć może nie wynika to z powyższego tekstu, Battlefield: Hardline to dość solidna, całkiem poprawna gra akcji, przy której - jeśli tylko lubicie te klimaty i tę formułę zabawy - spędzicie prawdopodobnie co najmniej kilkanaście godzin (z czego około siedmiu przy kampanii singlowej). Jesteśmy jednak trochę rozżaleni, gdyż okazało się, że powinna ona być sprzedawana jako duży dodatek do Battlefielda 4 (za stosunkowo niewielką kwotę), a nie jako osobna produkcja.

Zdecydowanie rozczarowała nas także historia, sposób jej reżyserii oraz nowości w rozgrywce, wprowadzone ewidentnie "na szybko" i po macoszemu, bez specjalnego pomyślunku i chęci zrobienia czegoś świeżego.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Battlefield Hardline
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy