Niestety, Assassin's Creed Valhalla: Gniew Druidów (pierwszy, mniejszy dodatek) nie zaspokoił moich oczekiwań. Około dziesięć godzin wśród druidów spędziłem przyjemnie, ale wciąż liczyłem na coś więcej. O Oblężeniu Paryża (drugim, jeszcze mniejszym dodatku) zdążyłem niemal zapomnieć. Ubisoft rozbudził na nowo mój apetyt, zapowiadając Assassin's Creed Valhalla: Świt Ragnaroku - prawdopodobnie największe rozszerzenie w dotychczasowej historii serii. Jego ukończenie to kwestia przeszło 30 godzin. Autorzy przygotowali zupełnie nową historię, postacie, zadania, przeciwników, przedmioty... Czy miłośnicy nordyckiego "Asasyna" otrzymali w końcu to, na co liczyli?
Po zakupie Assassin's Creed Valhalla: Świt Ragnaroku macie trzy opcje jego rozpoczęcia. Pierwsza - pomijacie podstawkę i od razu rozpoczynacie przygodę z dodatku, z postacią na odpowiednim (340.) poziomie doświadczenia. Druga - kontynuujecie rozgrywkę w podstawce i przyspieszacie rozwój bohatera/bohaterki, aby móc przejść do nowej historii. Trzecia - gracie dalej w podstawkę, a Assassin's Creed Valhalla: Świt Ragnaroku czeka na was, aż organicznie zbierzecie wymagane doświadczenie.
Assassin's Creed Valhalla: Świt Ragnaroku opowiada całkiem nową historię, w bardzo dużym stopniu opartą na mitologii nordyckiej. W dodatku ponownie wcielamy się w Haviego (czyli Odyna) i przenosimy do krainy zamieszkałej przez karły - Svartalfheimu. Stoczymy walkę z olbrzymem Surtrem i armią Muspelów, którzy zaatakowali miejscową ludność. Ruszymy na pomoc naszemu synowi, Baldurowi, którego Surtr porwał i uwięził. Wykonamy wiele mniej lub bardziej emocjonujących zadań. A na koniec... będziemy żałować, że Ubisoft nie wykorzystał w pełni potencjału, jaki tkwi w nordyckich podaniach i legendach. Spodziewałem się, że przez ponad 30 godzin twórcy opowiedzą i pokażą znacznie więcej. No, ale z drugiej strony sam wątek główny to nie 30, a zaledwie około 15 godzin.

Jeszcze większym problemem Assassin's Creed Valhalla: Świt Ragnaroku jest to, że dodatek gameplayowo jest niemal identyczny, jak podstawka. Nie oczekiwałem, że Ubisoft dokona rewolucji, opracowując dodatek (przecież nawet w kolejnych głównych odsłonach serii chętnie kopiuje rozwiązania z poprzedniczek), ale miałem nadzieję, że chociaż w jakimś stopniu odświeży mechanikę. Tymczasem - pomimo zmiany otoczenia - czekają na nas te same aktywności, co do tej pory: bieganie od punktu A do punktu B, wspinanie się na wieże, przejmowanie posterunków czy wyzwalanie terytoriów spod jarzma wroga. Szaty nowe, ale korpus ten sam.

Nie można za to powiedzieć, że w Assassin's Creed Valhalla: Świt Ragnaroku brakuje nowej zawartości. Ubisoft wprowadził jej całkiem sporo. Podobały mi się projekty i magiczne umiejętności nowych przeciwników. Starcia z Muspelami są naprawdę przyjemne i satysfakcjonujące. Zrobiłem też użytek z nowych zdolności Haviego. Za sprawą przedmiotu o nazwie Hugrowydzieracz bohater może przejmować moce pokonanych przeciwników, a także istot napotkanych w Svartalfheimie. W sumie jest ich pięć. Możemy na przykład aktywować magiczny łuk pozwalający na tworzenie punktów do teleportowania się czy przyjmować postać ptaka.

Assassin's Creed Valhalla: Świt Ragnaroku to interesujący dodatek, ale oferujący na tyle dużo, by Ubisoft miał podstawy do wyłączenia go z przepustki sezonowej (tak, trzeba go kupić osobno)? I tak, i nie. Nie miałbym z tym problemu, gdyby nie cena. W PlayStation Store za rozszerzenie trzeba zapłacić 179 złotych. To zdecydowanie za dużo, jak na nową, 15-godzinną, umiarkowanie interesującą przygodę z opcjonalną zawartością, stanowiącą gameplayowo kalkę podstawki. Jeśli nordycki "Asasyn" wam się nie znudził, kupujcie, ale poczekajcie na promocję.
- ładnie zaprojektowana nowa lokacja
- nowe umiejętności głównego bohatera
- przyjemne starcia z nowymi przeciwnikami
- w sumie nawet 30 godzin dodatkowej zabawy
- niewykorzystany potencjał nordyckich mitów
- umiarkowanie interesująca fabuła
- gameplayowo to kopia podstawki









