Assassin's Creed Chronicles: China - recenzja

Zanim światło dzienne ujrzy kolejna część serii Assassin's Creed, będziemy mogli umilić sobie oczekiwanie, grając w trzyczęściowy spin-off - Assassin's Creed Chronicles.

Ubisoft wpadł na pomysł, aby niewielkim kosztem zrobić trochę zamieszania wokół marki Assassin's Creed, uzupełnić rozwijane od lat uniwersum i jeszcze trochę zarobić (choć Assassin's Creed Chronicles: China rozdawany jest za darmo graczom, którzy kupili Assassin's Creed: Unity). W taki oto sposób powstał Assassin's Creed Chronicles - zaplanowany jako trzyczęściowy spin-off, opracowany przy stosunkowo niskim budżecie przez Climax Studios (Bloodforge, Rocket Knight, Silent Hill: Shattered Memories, Silent Hill: Origins). W jego pierwszej odsłonie przenosimy się do Chin, a w kolejnych zawitamy do Indii oraz Rosji.

Reklama

Akcja Assassin's Creed Chronicles: China toczy się w XVI wieku. Jego główną bohaterką jest niejaka Shao Yun, która powraca do swojego rodzinnego kraju z Włoch, aby zemścić się na templariuszach i odbudować chińskie bractwo asasynów (notabene - jest jego ostatnią ocalałą członkinią). Jak na niskobudżetowy spin-off, w Assassin's Creed Chronicles: China dość dużo miejsca poświęcono fabule oraz uzupełnianiu uniwersum, które poznajemy od lat w kolejnych odsłonach Assassin's Creed. Wydaje się, że jest to pozycja obowiązkowa pozycja dla wszystkich miłośników tej serii.

A co z rozgrywką? Otóż Assassin's Creed Chronicles (nie tylko China) reprezentuje podgatunek platformówek 2.5D, w których nie tylko poruszamy się w lewo i w prawo, skaczemy i kucamy, ale także przenosimy się między bliższymi i dalszymi planami, a nawet dokonujemy obrotu perspektywy. To wprowadza więcej dynamiki to dość jednostajnej konstrukcji rozgrywki, jaką znamy z klasycznych platformerów.

W pewnych względach Assassin's Creed Chronicles: China przypomina kanoniczne odsłony serii. Podobnie jak tam, tak i tutaj dużo miejsca poświęcono skradaniu, cichym zabijaniu oraz walce, polegającej na nieustannym blokowaniu ciosów oraz wyprowadzaniu śmiercionośnych kontrataków. W grze cały czas zbieramy punkty w trzech kategoriach, odpowiednich dla poszczególnych stylów zabawy (skradanie, cicha eliminacja, walka), które są nam potrzebne nie tylko do odczuwania satysfakcji, ale też do rozwoju postaci i zdobywania nowych umiejętności.

Jak ten typowy dla Assassin's Creed, ale osadzony w nietypowych dla niego ramach wypada w praktyce? Całkiem interesująco! Gra na wstępie wyjaśnia nam podstawy rozgrywki (a później także przedstawia detale), a później bardzo szybko się rozkręca i cały czas utrzymuje tempo. Kolejne etapy pochłanialiśmy jednym tchem, choć musimy przyznać, że po około dwóch godzinach ciągłe robienie tego samego (bieg przed siebie, przemykanie w cieniu, okazjonalnie walka) zaczęło nas nużyć.

Jednak później, po zrobieniu sobie przerwy, znowu bawiło. A po około pięciu godzinach było po wszystkim. Czy to mało, a może dużo? Według nas, dość dużo, biorąc pod uwagę, że Assassin's Creed Chronicles: China to tylko spin-off, do tego niskobudżetowy i kosztujący raptem 33 złote (znalezienie takich ofert w internecie nie jest problemem). Czy 5 godzin naprawdę przyjemnej rozgrywki za taką kwotę nie brzmi atrakcyjnie?

Assassin's Creed Chronicles: China został opracowany przy użyciu technologii Unreal Engine, która pozwoliła wygenerować przyjemną dla oka grafikę, choć należy napisać wprost - na niskim poziomie, jeśli chodzi o stronę techniczną. Natomiast za warstwę estetyczną można grze śmiało przyznać piątkę. Wszystkie plansze zostały bardzo ładnie narysowane (w kreskówkowej stylistyce, osiągniętej przy pomocy cel-shadingu), a postacie zgrabnie i płynnie się poruszają (co docenia się szczególnie podczas starć). Jedyne, do czego możemy się przyczepić, to to, że niektóre lokacje się zbyt statyczne. W przeciwieństwie do innych, takich jak port, gdzie przed naszymi oczami wybucha ogień, tonie statek etc.

Assassin's Creed Chronicles: China to nic wielkiego, ale takie "nic wielkiego" lubimy. Gra nie wnosi niczego nowego do gatunku, nie jest w żadnym stopniu odkrywcza i jedynie powiela znane doskonale rozwiązania. Nie zawiera rozbudowanej, wielowątkowej fabuły, nie może się też poszczycić nowoczesną oprawą. Jednak czas, który przy niej spędziliśmy, spędziliśmy bardzo przyjemnie i na pewno zainteresujemy się kolejnym epizodem. A póki co polecamy wam wycieczkę do XVI-wiecznych Chin. Tym bardziej za takie pieniądze...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy