Asphalt 9: Legends - recenzja

Asphalt 9: Legends /materiały prasowe

​Jeśli nawet nie grywasz na co dzień na smartfonie, jest kilka takich gier, które - jesteśmy co do tego przekonani - sprawiłyby, że nie potrafiłbyś oderwać palców od ekranu. Na pewno należy do nich seria Asphalt.

Pamiętamy jak dziś, jak zagrywaliśmy się w poprzednie odsłony tej serii. Wiedzieliśmy, że gdy tylko ukaże się kolejna z nich, czym prędzej ją pobierzemy i oddamy się szalonej i pełnej adrenaliny rozgrywce. Asphalt 9: Legends wyjechał na tor niedawno i pokazał, jak powinny wyglądać mobilne "ścigałki". Ta odsłona jest jeszcze lepsza od poprzedniczek!

Gameloft - twórcy Asphalt 9: Legends - nie zmienił charakteru rozgrywki. W dalszym ciągu mamy do czynienia z szalonymi wyścigami, w których trudno skupić się choć na ułamek sekundy na tym, co się dookoła nas dzieje. Cały czas mkniemy z zawrotną prędkością, podziwiając (z grubsza) kolorowe trasy i wsłuchując się w transową muzykę.

Reklama

Autorzy dokonali jednak jednej zmiany, którą należy uznać za kontrowersyjną. Otóż w podstawowym sterowaniu wykluczyli nie tylko koniczność przyspieszania i hamowania, ale także... skręcania! Nie musimy już pilnować właściwego toru jazdy. Zamiast tego skupiamy się na wybieraniu, którą odnogą chcemy pojechać (gdy pojawi się taka możliwość), włączaniu nitro oraz driftowaniu (które pozwala nam wspomniane nitro naładować). Choć brzmi to niedorzecznie, w praktyce sprawdza się doskonale i wcale nie uczyniło gry zbyt łatwą.

Asphalt 9: Legends działa w modelu free-to-play. To może wzbudzać obawy z gatunku: "czy da się w to w ogóle grać bez płacenia?!". Na szczęście - da się! Każdy samochód, który zdobywamy, ma zapas paliwa, który pozwala na wzięcie udziału w kilku wyścigach. Gdy benzyna (na ropie nikt tutaj nie jeździ!) się skończy, możemy ją dokupić za prawdziwe pieniądze albo zwyczajnie poczekać. Nie ma natomiast mowy o czymś w rodzaju mikrotransakcyjnej ściany ("dopóki nie zapłacisz, nie pojedziesz dalej").

Podobnie jak w poprzednich edycjach, w Asphalt 9: Legends ścigamy się prawdziwymi samochodami. Wśród nich znalazły się prawdziwe potwory, takie jak Ferrari F12, McLaren P1, Pagani Huayra, Mercedes-AMG GT S, Lamborghini Terzo Millenio, Porsche 911, BMW M4 GTS, Bugatti Chiron, a także takie ciekawostki, jak Volkswagen XL Sport czy DS E-Tense. Prawdziwa śmietanka! Jedyne, czego żałujemy, to to, że w grze nie pojwiło się więcej bardziej pospolitych, usportowionych bryk, jak Honda Civic Type-R, Renault Megane RS, Volkswagen Golf R czy Seat Leon Cupra.

Wszystko dostępne maszyny zostały perfekcyjnie odwzorowane. Kilka razy zdarzyło nam się skorzystać z opcji swobodnego ich oglądania pomiędzy wyścigami. Wrażenie robią także lokacje, które są nie tylko śliczne, ale i różnorodne. Asphalt 9: Legends daje nam możliwość pościgania się na kilku kontynentach, na których podziwiamy nie tylko piękne widoki, ale i efekty pogodowe, jak śnieg czy deszcz. To bez wątpienia jedna z najładniejszych gier na smartfony i tablety, jakie do tej pory ujrzały światło dzienne.

Gameloft jak zwykle pokusił się nie tylko o świetną oprawę graficzną, ale także o bogatą ścieżkę dźwiękową. Królują na niej elektroniczne rytmy, ale znalazło się też miejsce dla hip-hopu czy rocka. Pośród wykonawców można natrafić m.in. na Papa Roach, Mobyego czy duet Axwell & Ingrosso. Nawet, jeśli nie przepadasz za poszczególnymi gatunkami muzycznymi, które akurat będą dobiegać do twoich uszu, nie będziesz mógł odmówić, że wszystkie z nich pozytywnie nakręcają do ścigania.

Jeśli tylko lubisz samochody, nie ma znaczenia, czy grywasz na smartfonach, czy nie - Asphalt 9: Legends to dla ciebie propozycja wręcz obowiązkowa. Tym bardziej, że nie musisz za nią płacić nawet złotówki. Gameloft po raz kolejny pokazało, że można robić znakomite gry, które dodatkowo mogą zarabiać, nie irytując graczy namolnymi mikrotransakcjami. EA (i nie tylko), uczcie się!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy