Army of Two: The Devil's Cartel

Army of Two - żaden tam wielki przebój, ale dwie pierwsze odsłony tej serii kojarzą chyba wszyscy miłośnicy kooperacyjnych strzelanek. Niedawno dołączyła do nich trzecia.

O wiele gorsza od poprzednich, niestety. Autorzy podjęli kilka nieprzemyślanych decyzji i nie popisali się dbałością o jakość, co doprowadziło do tego, że Army of Two: The Devil's Cartel prezentuje się jak typowy reprezentant gier po 15-20 zł, które można znaleźć w wielkim koszu w Tesco. Cały potencjał, który można było znaleźć w poprzednich częściach Army of Two, został zaprzepaszczony. Jak tego dokonano?

Wszystko zaczyna się od dwójki nowych bohaterów. Z niewiadomych przyczyn autorzy zrezygnowali z całkiem charakterystycznego i dającego się lubić duetu z dwóch poprzedniczek, wprowadzając w ich miejsce gości o nad wyraz kreatywnych pseudonimach - Alpha i Bravo. Żadnego z nich nawet po paru godzinach zabawy nie zdołałem obdarzyć choć szczątkową sympatią. Zdecydowanie nie są to postacie warte zapamiętania, podobnie jak cała reszta obsady Army of Two: The Devil's Cartel.

Reklama

Niegodna zapamiętania jest także fabuła, która sprowadza się zasadniczo do tego, że jest sobie zły kartel narkotykowy (ten z podtytułu), z którym musimy się rozprawić. Zanim dotrzemy do jego przywódcy, będziemy musieli rozstrzelać setki, jeśli nie tysiące, różnych szumowin. Na późniejszych etapach jesteśmy świadkami niespodziewanych wydarzeń, ale poszarpany początek kampanii działa bez mała zniechęcająco, a i dalszy ciąg nie zachęca zbytnio do kontynuowania zabawy.

Podobnie jak poprzedniczki, Army of Two: The Devil's Cartel jest trzecioosobowym shooterem, nastawionym na rozgrywkę w kooperacji - czy to przez sieć, czy na jednym, podzielonym ekranie. Jeśli nie mamy konsoli podłączonej do internetu, a wśród kolegów i koleżanek brakuje nam kogoś, z kim moglibyśmy pograć, w drugiego bohatera wciela się sztuczna inteligencja. Akcje, w których bierzemy udział, należą do niezwykle gorących - wszędzie czają się wrogowie, na ekranie raz po raz obserwujemy wybuchy, a wystrzały z broni nie ustają praktycznie ani na chwilę. Jest dynamicznie, ale niestety także nudno. W opracowanych przez twórców misjach brakuje jakiegokolwiek polotu, ciągle mamy do czynienia z podobnymi, a do tego krótkimi scenariuszami. Raz na czas zdarzają się ciekawsze akcje - szczególnie mam na myśli te, w których wymagana jest ściślejsza współpraca pomiędzy graczami (np. gdy jeden prowadzi pojazd, a drugi strzela z zamontowanego na nim działka) - ale generalnie sponsorem kampanii jest słówko "monotonia".

Zaskakujące jest także usunięcie przez twórców innowacyjnego systemu AGGRO, z którym zetknęliśmy się poprzednio. Zamiast tego mamy na przykład system Overkill, który aktywuje się po wyeliminowaniu odpowiedniej liczby wrogów. Możemy w nim strzelać bez obaw o amunicję oraz zdrowie bohatera. Poza tym pojawił się system punktujący nasze działania, przypominający ten z Bulletstorma, choć znacznie prostszy. Czym lepiej wychodzi nam współpraca z drugim graczem i im więcej wykonujemy różnego rodzaju "combosów" (serie zabójstw, ostrzeliwanie beczek z materiałami łatwopalnymi itp.), tym więcej punktów otrzymujemy. I zarazem pieniędzy, które przeznaczamy na zakup nowych typów broni czy dodatków do nich, jak również ubrań oraz masek dla bohaterów. W tej części gry bawiłem się pierwszorzędnie. Cieszy duża liczba wariantów personalizacji. W tej kwestii Army of Two: The Devil's Cartel radzi sobie nieźle.

Ale co z tego, skoro to tylko cząstka całej gry? Kolejna sprawa - sztuczna inteligencja. Całe szczęście, że ta odpowiadająca za drugiego bohatera (w singlowej kooperacji) działa w porządku. Jednak nie można tego samego powiedzieć o przeciwnikach. Ci należą raczej do niezbyt rozgarniętych, a w związku z tym do niezbyt wymagających. Wspomnę także o dokuczliwym mechanizmie "przyklejania się" do ścian. Do większości z nich można "przytulić się" bez problemu, ale są i takie zasłony, które - pomimo, że spełniają wszelkie wymagania - nam na to nie pozwolą. Frustrujące, szczególnie gdy czai się na nas zgraja uzbrojonych po zęby bandziorów.

Army of Two: The Devil's Cartel korzysta z silnika Frostbite 2.0. To ten sam, który podziwialiśmy w Battlefield 3, choć nie wygląda. Graficznie mamy tutaj do czynienia ze średnią półką. Podobać może się dość zaawansowany model zniszczeń, ale poza tym nie znajduję niczego, za co można by produkcję Visceral Games pochwalić. Lokacje zaprojektowano bez polotu, efekty specjalne nie zachwycają (a w takiej grze powinny), modele postaci także się nie wyróżniają. Jest przeciętnie, i to bardzo.

Army of Two nigdy nie była serią gier wideo z najwyższej półki, ale też nigdy nie musiała być. W "jedynce" i "dwójce" wystarczyły nam: niezła kampania, ciekawa fabuła, charakterystyczni bohaterowie i fajne pomysły. Wystarczyłyby i w "trójce", ale - nie wiedzieć, czemu - nic z tego się w niej nie znalazło...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Electronic Arts | Strzelanki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama