Armored Core 6: Fires of Rubicon - recenzja. Powrót króla mechów

Armored Core 6: Fires of Rubicon przywraca blask kultowej serii, zabierając nas w emocjonującą podróż po świecie pełnym gigantycznych mechów i technologicznych marzeń.

Studio From Software które zdobyło uznanie graczy dzięki swoim niezapomnianym produkcjom, takim jak Demon's Souls, Dark Souls czy Bloodborne. Chociaż większość z nas kojarzy twórczość tego zespołu przede wszystkim z mrocznymi i wymagającymi krainami inspirowanymi średniowieczem, nie można zapomnieć o jego korzeniach związanych z serią Armored Core, sięgających końca ubiegłego wieku i ery pierwszej generacji PlayStation. Także samo From Software postanowiło nam o nich przypomnieć za sprawą Armored Core 6: Fires of Rubicon. Szósta odsłona cyklu stanowi triumfalny comeback i skłania - przynajmniej starszych graczy - do wspominek o czasach, w których gigantyczne mechy dominowały w świecie gier wideo.

Reklama

Wprowadzenie do fabuły Armored Core 6: Fires of Rubicon nie zajmuje zbyt wiele czasu. Planeta Rubicon 3 stała się nieoczekiwanie polem bitewnym dla licznych korporacji pragnących zdobyć kontrolę nad tajemniczą substancją o nazwie Koral. Ten cenny zasób stał się źródłem niewyobrażalnej mocy i przyczyną napięć, które podzieliły świat. W całym tym chaosie poznajemy głównego bohatera - Ravena. To najemnik, który po licznych ulepszeniach stał się wartościowy w takim samym stopniu, co Koral. Ciąg dalszy opowiedzianej historii jest naprawdę ciekawy, choć - jak to w grach From Software - nie zostaje podany na tacy. Jeśli nie graliście w poprzednie części, nie musicie się obawiać, że czegoś nie zrozumiecie. From Software skupiło się na nowej opowieści, jedynie od czasu do czasu puszczając oko do starszych fanów serii.

Armored Core 6: Fires of Rubicon to dynamiczna gra akcji z perspektywy trzeciej osoby (trzeciego mecha ;)), w której zasiadamy za sterami gigantycznego robota bojowego. Esencją gry jest budowanie, dostosowywanie i ulepszanie mechów, a następnie kierowanie nimi w spektakularnych bitwach. Jeśli oczekiwaliście, że szóstka da wam więcej tego, co zapamiętaliście z rozgrywki w poprzednie odsłony, będziecie zachwyceni. Autorzy zachowali ducha serii, opakowując go przy tym, rzecz jasna, w bardzo nowoczesną formę.

Mechanika walki w Armored Core 6: Fires of Rubicon została zaprojektowana z myślą o intensywnych potyczkach. System ataku pozwala na łączenie różnorodnych ciosów, które można dostosowywać w zależności od sytuacji na polu walki. Obrona i uniki są równie istotne. Nacisk położono precyzyjne parowanie i błyskawiczne wykorzystywanie luk w obronie przeciwnika. Chcąc zwyciężyć, musimy myśleć strategicznie i działać szybko. Z początku może tego nie ułatwiać sterowanie, które miejscami nie jest do końca intuicyjne, ale po dwóch-trzech godzinach powinniście je mieć w małym palcu.

Walki z innymi mechami to prawdziwy test umiejętności. Każda z maszyn posiada unikalne zdolności i schematy ataku, co wymaga od gracza szybkiego przystosowywania się i wypracowywania nowych strategii. A jeśli chodzi o bossów... cóż, są klasą samą dla siebie. Wymagają specyficznego podejścia i głębokiego zrozumienia mechaniki gry. Poziom trudności w tego rodzaju pojedynkach drastycznie wzrasta. Jednak pokonanie każdego z nich daje olbrzymi zastrzyk satysfakcji. Aż szkoda, że z bossami spotykamy się w Armored Core 6: Fires of Rubicon tak rzadko.

Armored Core 6: Fires of Rubicon zawiera rozbudowany system personalizacji i ulepszania mecha. Podczas zabawy możemy tworzyć unikatowe maszyny, łącząc różne elementy, i dostosowywać je tym samym do naszego stylu gry. Oczywiście modyfikacje to nie tylko estetyka czy zmiana charakterystyki mecha, ale także ciągła poprawa jego statystyk oraz zwiększanie zdolności bojowych. Bez tego ani rusz!

Armored Core 6: Fires of Rubicon oferuje kilka trybów zabawy. Kampania zawiera serię misji, które prowadzą nas przez zawiłe dzieje planety Rubicon 3 i tajemnice substancji Koral. Większość z nich wypada świetnie, czasem tylko doskwierała mi monotonia. Poza tym mamy Arenę, czyli wirtualne środowisko, w którym mierzymy się z kolejnymi przeciwnikami i zdobywamy punkty ulepszeń; moduł sieciowy PvP, w którym możemy pobawić się jednocześnie w maksymalnie sześć osób; a także dobrze skonstruowany samouczek, od którego polecam zacząć wszystkim, nawet bardziej doświadczonym graczom.

Oparty na tym samym silniku, co Elden Ring, Armored Core 6: Fires of Rubicon prezentuje się imponująco, szczególnie podczas dynamicznych starć. Modele mechów, tekstury, eksplozje, efekty specjalne - to wszystko robi znakomite wrażenie. Autorzy wykazali się też olbrzymią dbałością o detale. Na medal spisał się zespół odpowiedzialny za optymalizację. Na PlayStation 5 bawiłem się cały czas w stałych 60 klatkach na sekundę, bez przycięć i szarpnięć.

Armored Core 6: Fires of Rubicon to triumfalny powrót do korzeni serii, a jednocześnie świeże spojrzenie na gry o mechach. Szósta odsłona serii (a w sumie już szesnasta gra osadzony w tym uniwersum!) ma duszę i czuć w niej pasję twórców. Trzeba  tylko pamiętać, że nie jest to propozycja dla każego. Chociaż nie jest soulslike'iem, tak jak wszystkie dzieła From Software odznacza się wyjątkowo wysokim poziomem trudności. Jednak dla miłośników serii oraz gier o mechach w ogóle to pozycja absolutnie obowiązkowa. A pozostałych zachęcam przynajmniej do spróbowania.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: From Software
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy