American Fugitive - recenzja
Gra będąca hołdem dla pierwszych dwóch części Grand Theft Auto? Gdy tylko usłyszałem o American Fugitive, wiedziałem, że muszę w nią zagrać.
Mówimy tutaj o niszowej produkcji w wykonaniu niezależnego i mało znanego studia Fallen Tree Games, które do tej pory nie zasłynęło żadnym poważniejszym tytułem (w jego portfolio znajdują się takie pozycje, jak Quell Memento czy NOON). Jednak w jego szeregach znajdują się ludzie, którzy w przeszłości zdobywali doświadczenie przy takich grach, jak TimeSplitters czy GoldenEye 007: Reloaded. I ci ludzie postawili sobie następujący cel - stworzyć coś w rodzaju pierwszych dwóch części Grand Theft Auto, ale w trochę nowocześniejszym wydaniu. Jak wyszła im jego realizacja?
American Fugitive opowiada historię niejakiego Willa Rileya. Nie jest on może aniołkiem, ale pewnego dnia trafia za kraty za coś, czego nie zrobił - zostaje niesłusznie oskarżony o morderstwo własnego ojca. Co prawda, udaje mu się uciec z więzienia (zajmuje to jakieś dwie minuty na samym początku zabawy), ale w mgnieniu oka rusza za nim pościg. Pościg, który będzie mu deptał po piętach praktycznie przez całą grę. Jeśli liczycie na to, że historia Rileya rozwinie się w taki sposób, że z wypiekami na twarzy będziecie wyczekiwać kolejnej sesji przed komputerem/konsolą, to muszę was rozczarować - American Fugitive nie posiada ani nietuzinkowej fabuły, ani postaci, które można by jakoś szczególnie polubić (lub wręcz przeciwnie).
No, ale czy pierwsze dwie części Grand Theft Auto je posiadały? No właśnie, najważniejsza była w nich rozgrywka, która także w American Fugitive gra pierwsze skrzypce. Porównania do kultowego GTA nie biorą się znikąd. Podobnie jak tam, tak i tutaj obserwujemy poczynania głównego bohatera z lotu ptaka. Nie inaczej wygląda także same gameplay, na który składa się - poza wspomnianym uciekaniem - wykonywanie dość różnorodnych, choć przeważnie prostych zadań. Czasem trzeba coś ukraść (kradzieże to prawdziwa specjalność Rileya), kiedy indziej gdzieś się włamać, jeszcze kiedy indziej coś rozwalić. Zdarzają się także mniej szablonowe misje, jak na przykład ta, w której musimy rozwieźć pączki. Na mapie - podzielonej na trzy główne części, do których dostęp uzyskujemy z czasem - znajdują się także aktywności poboczne, takie jak wyścigi na czas.
Fajnie rozwiązano w American Fugitive kradzieże. Przeważnie wyglądają one tak, że podchodzimy do danego budynku, zaglądamy przez okna, a następnie - jeśli nikogo nie ma w środku - wybijamy szybę i sprawdzamy, co kryje się w środku, korzystając z prostej planszy przedstawiającej rozkład pomieszczeń. Czasem trafiamy na coś cennego, czasem na nic, a czasem... na jednego z domowników, którego możemy zastraszyć albo związać. Na rabunek mamy określoną ilość czasu. Po jego upłynięciu na miejscu zjawi się policja. A wtedy najlepiej uciekać. Oba te elementy - kradzieże i ucieczki - wypadają w American Fugitive całkiem nieźle.
To, co uda nam się ukraść, możemy sprzedać w lombardzie, a zarobione w ten sposób pieniądze wydać na ulepszenia. W grze rozwijamy także umiejętności głównego bohatera (dotyczą jego wytrzymałości, sprawności w dokonywaniu rabunków czy pojemności ekwipunku). Do tego potrzebujemy nie tylko pieniędzy, ale również punktów doświadczenia, które zdobywamy, wykonując zadania. To wszystko składa się na całkiem udany system, który powinien motywować do dalszej rozgrywki...
... ale robi to w sposób umiarkowanie skuteczny. American Fugitive dość szybko staje się grą monotonną, która nie ma zbyt wiele do zaoferowania. Kolejne kradzieże, ucieczki i zadania nie zapewniają stałego wzrostu emocji, z czym - jeśli dobrze pamiętam - w Grand Theft Auto nigdy nie było problemu. Nie zapewnia go także - o czym już wspomniałem - sztampowa i przewidywalna fabuła. Podczas zabawy dokuczała mi także kamera, która według mnie została zawieszona zbyt nisko. Podczas eksploracji nie stanowi to większego problemu, ale już podczas ucieczek zdecydowanie irytuje (ile to raz walnąłem w coś samochodem, bo nie miałem szans tego czegoś odpowiednio szybko zobaczyć...).
American Fugitive to niezła próba nawiązania do pierwszych części Grand Theft Auto, która zapewniła mi kilka godzin przyjemnej rozgrywki... ale to wszystko. Niestety, trochę jej brakuje, aby móc ją uznać za must-have dla miłośników kultowej produkcji Rockstara. Jednak jeśli postanowicie ją wypróbować, istnieje całkiem spore prawdopodobieństwo, że nie pożałujecie wydanych pieniędzy.