Alan Wake Remastered - miasteczko Bright Falls znów straszy!

​Alan Wake to jedna z najmilej wspominanych przeze mnie gier z epoki Xboksa 360. Nie mogłem nie skorzystać z okazji i nie przypomnieć sobie jej, mając ku temu taką okazję.

Alan Wake Remastered to nie to, czego domagają się gracze od lat - ci wywierają na Remedy Entertainment naciski, by w końcu zabrali się za tworzenie sequela - ale to i tak miła niespodzianka. Fiński deweloper zapowiedział remaster swojego przeboju dość niespodziewanie i wydał w październiku w wersjach na prawie wszystkie liczące się obecnie platformy: PC, Xbox One, Xbox Series X|S, PlayStation 4 i PlayStation 5 (brakuje więc tylko Switcha). Czy warto się nim zainteresować?

Pamiętam, że oryginalny Alan Wake zraził mnie tylko tym, iż tak szybko przeszedł do sedna. Główny bohater ledwie przybył do miasteczka Bright Falls, a już musiał mierzyć się z miejscowymi straszydłami. Zabrakło mi dłuższego wprowadzenia, które pomogłoby lepiej wczuć się w klimat. Podobne wrażenie odniosłem także tym razem, ale też trudno mi było zarzucić grze Remedy Entertainment cokolwiek innego. Przez te wszystkie lata nic się nie zmieniło - Alan Wake to wciąż bardzo dobry psychologiczny horror.

Reklama

Remedy Entertainment nie majstrowało w zawartości ani głównych gameplayowych założeniach. W grze ponownie wcielamy się w tytułowego pisarza, który przybywa do Bright Falls, by odzyskać wenę. Szybko okazuje się, że zamiast muzy na miejscu czyhają na niego same zagrożenia. Jego ukochana zostaje porwana, mieszkańcy okazują się być opętani, a do tego Alan trafia na policyjną listę podejrzanych. Scenariusz napisany przez Alana Wake'a po jedenastu latach wciąga tak samo, jak kiedyś, a nawiązania do dzieł popkultury - takich jak horrory Stephena Kinga czy "Miasteczko Twin Peaks" - wciąż się docenia.

W Alan Wake Remastered - podobnie jak w oryginale - czeka na nas tryb single player podzielony na sześć odcinków. Słowa odcinek używam nieprzypadkowo. Nie tylko strukturą, ale i sposobem reżyserii oraz prowadzenia fabuły produkcja Remedy Entertainment przypomina serial telewizyjny. Podczas kolejnych epizodów mamy już jednak do czynienia z grą z krwi i kości. Eksplorujemy lokacje, rozwiązujemy łamigłówki oraz stawiamy czoła opętanym mieszkańcom Bright Falls. Mechanika walki wciąż jest świeża. Nie wiem, czy pamiętacie, ale aby pokonać danego delikwenta, trzeba najpierw wycelować w niego snop światła z latarki, a dopiero potem można zadać obrażenia strzałami z broni. Poza tym w świecie gry poukrywano całe mnóstwo znajdziek - krótkich filmów z aktorami do obejrzenia, audycji radiowych do wysłuchania oraz fragmentów maszynopisu do przeczytania.

Gameplay w Alan Wake Remastered wypada nieźle, choć momentami trąci myszką. Wydaje mi się, że od 2010 roku trendy się zmieniły, a wymagania graczy wzrosły. I tak na przykład każdy, kto odpala przygodówkę akcji, liczy na bardziej pomysłowe i złożone łamigłówki. Te w przygodach pozbawionego weny pisarza są przeważnie prostackie i odtwórcze.

Nie można natomiast narzekać na stronę techniczną. Alan Wake Remastered wprowadza gruntowne zmiany w oprawie graficznej. Szczególnie, jeśli mówimy o wydaniu na konsole nowej generacji. Grę testowałem na PlayStation 5, dzięki czemu mogłem liczyć na rozdzielczość 4K i stałe 60 klatek na sekundę. Podwyższono rozdzielczość tekstur, popracowano nad modelami postaci, oświetlenie i cieniowanie są lepsze niż w oryginale. Nawet w przerywnikach filmowych gra wygląda całkiem nowocześnie.

Jeśli graliście w oryginał, powinniście pamiętać, że Alan Wake brzmiał tak samo dobrze, jak wyglądał. Pod tym względem też nic się nie zmieniło. Świetnie wypadają zarówno głosy głównych postaci, odgłosy straszydeł czy broni, a także muzyka, w tym utwory napisane, zagrane i zaśpiewane przez kapelę Poets of the Fall (z którą Remedy Entertaiment współpracuje do dziś).

Alan Wake Remastered to jeden z tych remasterów, których nie trzeba na siłę usprawiedliwiać. Raz, że gracze bardzo chcieli przypomnieć sobie przygodę tytułowego pisarza, a dwa, że Remedy Entertainment swoją robotę wykonało naprawdę sumiennie. To wciąż interesująca, klimatyczna i dosyć świeża gameplayowo gra, która dodatkowo wygląda niemal tak, jakby stworzona ją z myślą o współczesnych komputerach i konsolach. A do tego w cenie (naprawdę atrakcyjnej) otrzymujecie wraz z podstawką dwa DLC. Czego chcieć więcej?

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama