A Plague Tale: Requiem - recenzja. Boisz się szczurów?

​Wydawało się, że Amicia i Hugo najgorsze mają już za sobą. Niestety, szczurza plaga powróciła, by uderzyć ze zdwojoną siłą.

A Plague Tale: Innocence zaskoczyła mnie jak mało co. W życiu bym się nie spodziewał, że Asobo Studio (które wcześniej wydało na świat raczej mało spektakularne produkcje, jak Garfield 2, Ratatuj czy WALL-E) stworzy historię tak poruszającą i wciągającą, a przy okazji gameplay tak świeży, że nie będę potrafił oderwać się od pada. Z wypiekami wyczekiwałem ciągu dalszego historii Amicii i Hugona. Liczyłem na kolejną silną dawkę emocji i przeżyć. Nie zawiodłem się.

Historia przedstawiona w A Plague Tale: Requiem rozpoczyna się w momencie, gdy Amicia i Hugo poszukują nowego miejsca do życia. Wyruszają w tym celu na południe. Wydaje się, że koszmar dwójki rodzeństwa zakończył się na dobre. Jednak demony w końcu wracają. Klątwa ciążąca na Hugonie znów daje o sobie znać. Plaga szczurów wypełza spod ziemi, by zabijać i niszczyć ze zdwojoną siłą. W poszukiwaniu ratunku bohaterowie wyruszą w końcu na poszukiwania tajemniczej wyspy, która od pewnego czasu śni się Hugonowi. Czy tam odkryją, co stoi za wybuchem szczurzej plagi, i uratują chłopca przed cierpieniem i śmiercią? O tym przekonacie się już sami.

Reklama

A Plague Tale: Requiem fabularnie jest równie mocne, co poprzedniczka. Grając, byłem nieustannie ciekaw, co czeka na bohaterów za rogiem. Wsiąkłem też głęboko w świetnie wykreowaną atmosferę, łączącą w sobie średniowiecze, fantastykę i elementy nadprzyrodzone. W recenzji A Plague Tale: Innocence pisałem, że to takie "The Last of Us w średniowiecznej Francji". To znaczące uproszczenie, ale trafne. Zarówno jeśli mówimy o strukturze fabuły, jak i jakości wykonania.

Przez pierwsze kilka godzin gry nie mogłem wyzbyć się wrażenia, że A Plague Tale: Requiem to A Plague Tale: Innocence na sterydach. Twórcy zbudowali podobny gameplay, w którym pierwsze skrzypce grają: przekradanie się za plecami strażników, sprytne eliminowanie tychże oraz rozwiązywanie łamigłówek. Wszystko to przy użyciu nietypowego ekwipunku. Amicia w sytuacjach zagrożenia radzi sobie przy pomocy procy oraz różnego rodzaju ładunków, pozwalających podpalać czy - przeciwnie - gasić ogień (wyłażące spod ziemi hordy szczurów obawiają się go, więc gdy tylko pochodnia w dłoniach strażnika zgaśnie...).

Jednak po wspomnianych kilku godzinach okazało się, że Asobo przygotowało kilka niespodzianek. W pewnym momencie w ręce Amicii wpada kusza, a Hugon uczy się kontrolować hordy szczurów. Te nowinki to nie rewolucja, ale ożywcze rozwinięcie dotychczasowego schematu. Nie myślcie też, że za sprawą nowinek A Plague Tale zamieniło się w grę akcji. Owszem, od czasu do czasu możemy zaszaleć, ale przez większość fabuły musimy umiejętnie gospodarować zasobami. Cóż z tego, że niesiemy na plecach kuszę, skoro bełty występują rzadko i w pojedynczych sztukach? To utrudnienie. Z kolei ułatwieniem jest sztuczna inteligencja przeciwników, która czasem zachowuje się zupełnie niezgodnie ze standardami homo sapiens.

A Plague Tale: Requiem nie tylko wciąga po uszy, ale także zachwyca zmysł wzroku. Postacie poza cutscenkami mają wprawdzie drewnianą mimikę, a hordy szczurów z bliska wykonują różne dziwne ewolucje, ale generalnie gra urzeka. Lokacje są znacznie większe niż w poprzedniczce, a także bogatsze w szczegóły. Oświetlenie prezentuje się niezwykle realistycznie, podobnie jak przyroda czy efekty cząsteczkowe. Niektóre krajobrazy sprawiają, że zatrzymujemy się na chwilę, by po prostu popatrzeć. A destrukcja, jakiej dokonują w kulminacyjnych momentach szczury, to spektakularny pokaz silnika i potencjału twórców. Całe domy, drewniane konstrukcje, a nawet twierdza zwalające się na ziemę pod naporem gryzoni to sceny, których długo nie zapomnę.

Żałuję tylko, że wersja przedpremierowa zmusiła mnie do rozgrywki w 30 klatkach na sekundę (grę testowałem na PlayStation 5). Zdaję sobie sprawę, że podbicie tej wartości do 60 byłoby okupione spadkiem jakości grafiki oraz obniżeniem rozdzielczości, ale mimo wszystko wolałbym płynniejszą animację. Miejmy nadzieję, że twórcy szybko po premierze wprowadzą dodatkowe, wydajnościowe ustawienie graficzne. A jeśli nie, to niech chociaż ustabilizują 30 FPS, żeby miejscami nie dochodziło do wyraźnych spadków.

A Plague Tale: Requiem nie byłoby sobą, gdyby nie fantastyczna ścieżka dźwiękowa z przebijającymi się co i rusz skrzypcami. Jeśli chcecie poczuć klimat gry, odpalcie zwiastun z motywem przewodnim w wykonaniu Lindsey Stirling. Podczas zabawy podobną muzykę będziecie słyszeć częściej. Czasem będzie was podnosić na duchu, czasem wzbudzać strach - i będzie to robić fantastycznie. Podoba mi się także voice acting. Głosy dobrano bardzo trafnie, a gra aktorska nie pozostawia nic do życzenia. Gdy trzeba krzyczeć, słyszymy autentyczny krzyk. Gdy wokół nas dybią na nas żołnierze, bohaterowie mówią do siebie szeptem.

A Plague Tale: Requiem to gra równie dobra, co poprzedniczka, o ile nie lepsza. Autorzy zachowali wszystko, co gracze i dziennikarze docenili w A Plague Tale: Innocence (i czemu zawdzięcza ona liczne branżowe nagrody), dodając przy tym parę nowinek i wynosząc grafikę na nowy, next-genowy poziom. Polecam wszystkim, którzy zachwycali się jedynką, a tych, którzy w jedynkę nie grali, zachęcam do rozpoczęcia wspólnej przygody z Amicią i Hugonem właśnie od niej. A zaraz po niej do zakupu sequela.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: A Plague Tale: Requiem
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama