11-11 Memories Retold - recenzja

11-11: Memories Retold /materiały prasowe

​Jeśliby wspomnieć o grach, które kojarzą się ze światowymi konfliktami, padłyby przede wszystkim takie tytuły, jak Battlefield czy Medal of Honor. Ale gry wojenne to nie tylko strzelanki, o czym przypomina nam 11-11 Memories Retold.

W produkcji studia DigiXart (znanego z Lost in Harmony: Kaito's Adventure) przenosimy się do okresu pierwszej wojny światowej i poznajemy historię dwóch mężczyzn...

Pierwszy z nich - Harry - to kanadyjski fotograf, pracujący w zakładzie należącym do ojca jego dziewczyny, Julii. Wojna, o której dowiaduje się z pierwszych stron gazet, nie bardzo go obchodzi. Zdanie zmienia, gdy odwiedza go major Barrett, opowiadając o tym, jak dzięki odpowiednim zdjęciom można poruszać serca i umysły zwykłych obywateli. Podoba się to nie tylko Harry'emu, ale i Julii. Chłopak, dostrzegając to i chcąc jej zaimponować, postanawia dołączyć do oddziału majora w roli fotografa.

Reklama

Drugim mężczyzną, którego losy śledzimy w 11-11 Memories Retold, to zamieszkujący w Cesarstwie Niemieckim Kurt. Na co dzień pracuje on w fabryce produkującej sterowce. Jego syn - Max - wyruszył na wojnę, podobnie jak większość jego rówieśników. Pewnego dnia do zakładu kierownik zmiany przynosi zatrważające wieści. Okazuje się, że oddział, do którego dołączył Max, zaginął w bez śladu i nikt nie ma pojęcia, co mogło się z nim stać. Kurt postanawia wziąć sprawy w swoje ręce - wstępuje do armii, aby odnaleźć syna.

Obaj mężczyźni przyłączają się do wojska w tym samym dniu - 11 listopada 1916 roku (stając po przeciwnych stronach barykady). Powody tych decyzji są różne, różnie się też zachowują po znalezieniu się na froncie, ale z czasem ich nastawienie się zmienia. Gracz - który przede wszystkim obserwuje, poznaje i uczestniczy, a nie gra - obserwuje wydarzenia przedstawione za pomocą animacji przypominających olejne obrazy. Zarówno pod względem historii (poważnej, zbudowanej wokół straty, bólu, cierpienia...), jak i formy 11-11 Memories Retold wypada wyjątkowo. Choć musicie się nastawić raczej na interaktywną opowieść niż na grę wideo jako taką.

Pierwsza wojna światowa jest tylko motorem napędowym oraz tłem dla historii Harry'ego i Kurta. W 11-11 Memories Retold nie doświadczycie akcji rodem z Call of Duty - to nie tego rodzaju gra. Jak zatem wygląda gameplay w produkcji DigiXart? To zależy od tego, którą postacią aktualnie kierujemy. Wcielając się w Harry'ego, skupiamy się na eksploracji i robieniu zdjęć, które później wysyłamy do Julii. Z kolei wchodząc w buty Kurta, przede wszystkim rozmawiamy (dialogów jest tutaj więcej niż się spodziewaliśmy!), dzięki czemu później możemy zdawać relację w listach do żony i córki. Co ciekawe, od tego, co sfotografujemy i co napiszemy, zależy samopoczucie oraz relacje z bliskimi.

11-11 Memories Retold została podzielona na trzy duże akty, które to z kolei podzielono na rozdziały. Przed każdym rozdziałem możemy zdecydować, w którego z bohaterów chcemy się wcielić najpierw. Nie ma to większego znaczenia, ale zawsze lepiej mieć wybór. Ukończenie całej historii to kwestia około siedmiu godzin i przez ten czas trudno się nudzić. Choć rozgrywka jest prosta, to jednak dzięki sprawnemu przerzucaniu nas między postaciami (trudno znużyć się którąkolwiek z nich), ciekawej historii oraz paru urozmaiceniom (jak poukrywane tu i tam białe karteczki czy możliwość pokierowania... zwierzętami) nie mogliśmy się oderwać od konsoli.

DigiXart zadbało nie tylko o wyjątkową oprawę graficzną (oglądanie tego, co dzieje się na ekranie, to prawdziwa uczta dla oczu), ale również o pierwszorzędne udźwiękowienie. Wystarczy wspomnieć, że głosu Harry'emu użyczył Elijah Wood, zaś w Kurta wcielił się Sebastian Koch. Obaj wywiązali się ze swoich zadań wprost perfekcyjnie. Pochwalić należy także muzykę oraz odgłosy, które wydatnie pomagają w budowaniu atmosfery. Za wizję artystyczną autorzy zasługują na najwyższą notę.

Ale oczywiście nie tylko. 11-11 Memories Retold jako całość stanowi niesamowite przeżycie, o którym prawdopodobnie trudno będzie wam zapomnieć po zobaczeniu napisów końcowych. DigiXart zaproponowało graczom coś świeżego, pięknego i poruszającego. A do tego w przystępnej cenie - niezależnie od platformy, za grę zapłacicie około 100 złotych. Zdecydowanie warto!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy