World of Warcraft: Dragonflight - pierwsze wrażenia i ocena rozgrywki

Po długich miesiącach oczekiwań światło dzienne ujrzał nowy dodatek do World of Warcraft. Gracze mogą stworzyć już nową rasę, klasę i rozpocząć naukę latania na smokach.

Dragonriding najlepszą nowością World of Warcraft: Dragonflight

Zazwyczaj omówienie nowego dodatku zaczyna się od kampanii, levelowania czy fabuły otwierającej całą ekspansję. Tym razem na miejsce honorowe zasługuje dragonriding, nowa mechanika wpływająca na niemalże każdy aspekt Dragonflighta, bez której trudno będzie sobie wyobrazić następne dodatki.

Dragonriding, jak sama nazwa wskazuje, pozwala nam jeździć na smokach. Jeszcze na 60 poziomie, niedługo po rozpoczęciu kampanii, w ręce naszej postaci trafia pierwszy smok, a jeden z zaprzyjaźnionych NPC tłumaczy nam, na czym dokładnie polega sztuka w kontrolowaniu tych potężnych bestii.

Reklama

Zamysł dragonridingu jest bardzo prosty. Po wejściu na specjalne smoki przeznaczone do korzystania z tej mechaniki mamy punkty energii, które wydajemy w powietrzu, by podróżować na coraz większe dystanse. Możemy wybić się z górę po zwykłym skoku, przyspieszyć swój lot albo gwałtownie skręcić w którąś stronę. Ponadto World of Warcraft szybko uczy gracza prostej mechaniki nabierania prędkości w powietrzu.

Podchodziłem bardzo sceptycznie do dragonridingu po kilku pierwszych zwiastunach i zupełnie nie rozumiałem, dlaczego Blizzard kładzie tak duży nacisk na usprawnione latanie, które w World of Warcraft istnieje od wielu lat. Głównym bohaterem dodatku wciąż będą oczywiście raidy oraz dungeony i to one zdecydują o tym, jak Dragonflight zostanie odebrany przez społeczność, ale nowa mechanika latania po Dragon Isles czyni początki nowej ekspansji bardzo przyjemnymi.

Przystępna kampania, przyjemne levelowanie i różnorodne Dragon Isles

Kampania Dragonflighta spełnia swoje zadanie. Blizzard tłumaczy weteranom, dlaczego znaleźliśmy się na Dragon Isles i gdzie podziewały się przez ostatnią dekadę te wszystkie smoki, ale jednocześnie przedstawia przystępną fabułę dla mniej doświadczonych graczy. Levelowanie jest pełne cutscenek, postaci szybko zapadają w pamięć, a w prostej historii trudno się zgubić. W World of Warcraft mało kto gra w dzisiejszych czasach dla złożonej fabuły, więc kampania spełnia zadanie, do której została stworzona - rozwija znane uniwersum i daje kolejny pretekst do podboju nowej krainy.

Sukces szybkiego i przyjemnego procesu levelowania oraz czterech różnorodnych regionów Dragon Isles przypisuję przede wszystkim dragonridingowi. Od wielu lat jednym z kontrowersyjnych tematów na początku każdego dodatku była kwestia latania. Skoro możemy latać w pozostałych krainach, dlaczego ta umiejętność zostaje nam odebrana na kilka tygodni, kiedy debiutuje nowa ekspansja? Czy możliwość latania faktycznie rujnuje imersję i sprawia, że gracze przestają dbać o stworzone przez Blizzard lokacje?

Dragonriding jawi się jako kompromis pomiędzy Blizzardem a graczami. Z jednej strony możemy szybko pokonywać bardzo duże odległości, a czasami nawet przelecieć w poprzek całą krainę, co czyni levelowanie szybkim i pozbawionym większych frustracji. Z drugiej jednak strony dragonriding wspiera aktywne latanie. Jeżeli wzbijemy się w powietrze i wciśniemy auto run, szybko stracimy prędkości i wrócimy na powierzchnię. Cały czas mamy więc kontrolę nad smokiem, rozglądamy się dookoła i eksplorujemy Dragon Isles.

Gdyby tego było mało, dragonriding regularnie zachęca do odwiedzania różnych punktów na mapie. Robią to nie tylko rozsypane po całych wyspach wyścigi, ale również Glyphy, specjalne znajdźki pozwalające graczowi odblokowywać talenty do dragonridingu i szybciej poruszać się po Dragon Isles.

Duży nacisk na dobrą zabawę i rozrywkę

Pierwsze kilka dni na maksymalnym poziomie jasno pokazuje również nowe podejście Blizzarda, które bez wątpienia doceni wielu weteranów. W jednym z przedpremierowych wywiadów padło już hasło "Koniec ery Artifact Power". Słynna "pożyczona moc", główny bohater wielu poprzednich dodatków, zniechęcał graczy do regularnego logowania się, wymuszając nieustanny grind i pogoń za różnymi sposobami na wzmocnienie swojej postaci.

Początek Dragonflight pokazuje zmianę tego podejścia i większy nacisk na czerpanie przyjemności z odkrywania przedstawionego świata. Dragonriding pozwala na łatwą eksplorację, a mapa cały czas zasypana jest różnego rodzaju aktywnościami. Większość z nich jest już jednak źródłem jakichś przedmiotów albo nowego Artifact Powera, tylko przedmiotów kosmetycznych albo osiągnięć, które nie wpływają bezpośrednio na siłę naszej postaci.

World of Warcraft Dragonflight wciąż podąża oczywiście kilkoma starymi systemami. W nowej krainie dalej są World Questy, do wbijania jest kilka reputacji, a po pierwszym resecie odblokowano mityczne dungeony. Nowe World Questy pojawiają się jednak tylko dwa razy w tygodni, a reputacje nagradzają głównie transmogami i przedmiotami kosmetycznymi, które nie wymuszają nieustannego grindu niczym w kilku poprzednich dodatkach.

Dla weteranów World of Warcraft rozpoczął się teraz miesiąc miodowy z Dragonflightem. Wszystko jest nowe, ciekawe i trudno tak szybko doszukać się w nich wad. Czekamy również cały czas na mythic+ oraz raidy - aktywności, które ostatecznie zadecydują o tym, jak przez większość graczy zostanie odebrany ten dodatek. Nie da się jednak ukryć, że początki napawają optymizmem i sugerują długo wyczekiwaną zmianę w podejściu Blizzarda do rozwoju ich popularnego MMORPG

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy