Tylko wybrani mogli recenzować Borderlands 3
Jeszcze niedawno przedpremierowe recenzje gier wideo były niemal standardem, pozwalającym klientom zapoznać się z produktem i jego oceną przed zakupem. Dzisiaj taki wcześniejszy dostęp do gier - i opinii - jest coraz częściej utrudniany, czego najnowszym przykładem jest Borderlands 3.
Wczoraj rano amerykańskie serwisy opublikowały co prawda pierwsze recenzje (w skrócie: gra dobra, ale dla fanów serii, nieco "odgrzewany kotlet"), lecz zrobiły to wyłącznie wybrane publikacje ze Stanów Zjednoczonych, te największe. Wydawca - firma 2K - tłumaczy się względami bezpieczeństwa.
Zazwyczaj sytuacja jest dość jasna: recenzje otrzymuje klucz od wydawcy i rozpoczyna testowanie. W przypadku Borderlands 3 było dużo dziwniej, ponieważ autorzy dostawali dostęp do specjalnych kont w sklepie Epic Games Store, uzbrojonych w dość niedopracowaną, rozwojową wersję produkcji.
Recenzowanie tytułów, które nie przypominają tego, co otrzymają "zwykli" gracze nie jest może zbyt etyczne, ale - w przypadku świata gier wideo - także nie jest niczym specjalnie zaskakującym. Większym problemem mogą być spore usterki, na jakie napotkano się w Borderlands 3.
Jeden z recenzentów wspomina, że nie brakowało przeróżnych błędów i niedoróbek, a wyrzucania do pulpitu należało do mniej frustrujących. W jednym przypadku osoba bez wyraźnej przyczyny straciła sześć godzin postępów i musiała zaczynać zabawę całkowicie od nowa.
Niektóre publikacje wspomniały w recenzjach o warunkach - i błędach - w jakich przyszło pracować, inne nie zdecydowały się na taki krok, zakładając pewnie w dość kontrowersyjnym kroku, że finalna wersja, która trafi 13 września do sklepów, będzie już bardziej dopracowana. Ale czy będzie?
Całkowicie "na lodzie" zostali autorzy z Europy - tutaj nikt nie dostał gry do recenzji. Wydawca tłumaczy dokładną selekcję publikacji względami bezpieczeństwa, po tym jak pewien YouTuber publikował informacje z gry przed premierą. Brzmi dość mało wiarygodnie.