Jeden z producentów serialu Wiedźmin - Tomasz Bagiński ze studia Platige Image - wypowiedział się na temat doboru aktorów do tej oczekiwanej produkcji.
Nie powiedział zbyt wiele, ale wydaje się, że odpowiedział na krytykę w polskich media oraz zaapelował o spokój u rodzimych fanów. O tym, że tytułową rolę w serialu Netflixa zagra Henry Cavill, wiadomo było od początku września ubiegłego roku.
Miesiąc później ogłoszono dwie kolejne kluczowe pozycje: Freya Allan wcieli się w księżniczkę Ciri z Cintry, z kolei Anya Chalotra zostanie ekranową czarodziejką Yennefer.
"Pytacie mnie ciągle o casting, czemu taki, czemu śmaki, gdzie Polacy? Komentować nie chcę - zobaczycie w swoim czasie, ale jedną rzecz napiszę. Anya JEST Yen a Henry JEST Geraltem. Ja już ich innych nie widzę" - napisał teraz Bagiński w wiadomości opublikowanej na Facebooku.
Producent podzielił się także ciekawostką na temat pracy nad serialami.
"Dymi się w halach zdjęciowych, bo po prostu tak ładniej. Lekka mgiełka w powietrzu dodaje klasy każdemu wnętrzu - co zresztą łatwo zauważyć oglądając co lepsze filmy i seriale" - wyjaśnił "zadymiony" artysta.
Tymczasem głos na Twitterze zabrała także Lauren S. Hissrich, czyli showrunnerka serii. Jak przyznała, obejrzała wycinek zarejestrowanych już scen ze swoim pięcioletnim synem, Benem. Okazało się - cóż za zaskoczenie - że nie był to najlepszy pomysł.
"Właśnie obejrzałam fragment Wiedźmina z Benem i werdykt jest jasny: to nie jest serial dla pięciolatków. Serio, nie jest" - napisała, dodając wiele mówiący hashtag #OpowieściPracującejMamy.