The Last of Us - jak wypada drugi odcinek serialu HBO?

​Z serialem HBO The Last of Us jest trochę jak z podejściem Alfreda Hitchcocka do tworzenia filmów: "Zaczyna się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie już tylko rośnie". Drugi odcinek tylko to potwierdza.

Oczywiście fani gry już wcześniej zauważyli, że taki a nie inny kształt serialu w głównej mierze zawdzięczamy strukturze i fabule gry, tak więc to, że drugi odcinek serialu wbija widza jeszcze bardziej w fotel już od samego początku to również głównie zasługa Druckmanna i jego ekipy z The Naughty Dog. Przynajmniej te sceny, które jestem w stanie sobie przypomnieć z fragmentów rozgrywki zamieszczonych w internecie, ponieważ osobiście w dzieło TNG nie grałem, co nie wpływa na fakt, że oba pierwsze odcinki serialu oglądało mi się znakomicie. Również późniejsze porównania niektórych scen z tymi z gry potwierdzają, że autorzy znów starali się zachować jak największą wierność oryginałowi, jednocześnie podkręcając jedynie niektóre sceny, aby wzmocnić przekaz i efekt filmowy, nie odrywając się za daleko od materiału źródłowego.

Reklama

Przyczyny pandemii

Drugi odcinek to już bardzo wyraźne potwierdzenie wysnutej tydzień temu przez widzów tezy na temat tego, jak wybuchła i rozprzestrzeniła się pandemia - nie będę tutaj ujawniał, o jaką dokładnie scenę chodzi, sami musicie to zobaczyć - powiem jedynie, że znowu nawiązuje ona do jedzenia. Przypomnę, że po emisji pierwszego odcinka widzowie uznali za wielce prawdopodobne, że Ellie i Joel uniknęli zarażenia, ponieważ pechowego dnia nie mieli do czynienia z żadną formą pieczywa ani drożdżami.

Relacje międzyludzkie

To także coraz mocniej zarysowująca się relacja pomiędzy Joelem a Ellie. Wciąż jeszcze mocno szorstka i pełna nieufności, ale z każdą chwilą widać, że Ellie przestaje być dla Joela tylko "zleceniem", co dodatkowo potęguje kolejna już mocna scena w tym serialu, którą widzimy pod koniec. Para głównych bohaterów jest teraz zdana na siebie i albo sobie nawzajem zaufa, albo nie przetrwa kolejnych kilku godzin.

Przeciwnicy

Teraz, po raz pierwszy w całej okazałości mogliśmy zobaczyć kilku spośród przeciwników, z jakimi bohaterowie będą zmuszeni sobie poradzić. Przede wszystkim łatwo rozpoznawalni klikacze, czyli zarażeni już oślepieni przez grzyba, którzy polegają jedynie na swoim słuchu i echolokacji, oraz biegacze i czychacze - ofiary grzyba jeszcze na stosunkowo wczesnym stadium zarażenia, ale już bez własnej świadomości.

Każdy z tych typów jest śmiertelnie niebezpieczny i wymaga zdecydowanie innego podejścia, co drugi odcinek bardzo dobrze oddaje. Widzowie mogą również zapoznać się z działaniem zarażonych niczym roju połączonego grzybem, który wniknął już dawno w podłoże postapokaliptycznego świata.

Chcę więcej!

Mamy więc emocje, mamy walkę, jest mocny "punkt zwrotny", który utrudni naszym bohaterom przetrwanie, mamy też rozwijające się relacje między nimi, w których starają się oni odnaleźć, choć czyhające zewsząd zagrożenie sprawia wrażenie, że na nic nie mają wpływu.

Fanom gry z pewnością przypadnie do gustu wierność oryginałowi, a dla pozostałych będzie to po prostu ciekawa, trzymająca w napięciu historia - z jednym tylko, drobnym fragmentem niekonsekwencji, na który pewnie i tak nie wszyscy zwrócą uwagę. I kolejny dowód na to, że mając u podstaw ciekawą historię nie należy w niej specjalnie dłubać - jeśli nie wywrócimy podstaw do góry nogami, to nawet podkręcając pewne drobniejsze elementy, zaskarbimy sobie przychylność fanów i stworzymy coś interesującego dla większości widzów.

Miejmy nadzieję, że kolejne odcinki utrzymają ten poziom i to podejście twórców. Szkoda tylko, że HBO nie pozwala obejrzeć całego sezonu na raz.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: The Last of Us
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy