Teardown to gra, w której zniszczymy cały poziom
Teardown to całkiem nowa produkcja na Steamie, wydana 29 października w programie Early Access, z wczesnymi wersjami gier. Założenia tytułu od studia Tuxedo Labs są całkiem ciekawe: przeprowadzamy napady, lecz mapy zbudowane są z pojedynczych wokseli i podatne na zniszczenie.
Ta podatność na zniszczenie obejmuje nie tylko budynki i pojazdy, lecz także... ziemię pod nogami postaci. Warto więc uważać, by nie zapędzić się w pułapkę lub nie zniszczyć przedmiotu... który mamy ukraść. Kluczowe jest zaplanowanie ścieżki podejścia do skarbu, a opcji jest całe mnóstwo.
Zaczynamy jako początkujący rabuś, wyposażony w sprzęt dość nietypowy, jak na ten zawód: wielki młot, strzelbę, ładunki wybuchowe. Na całe szczęście w okolicy nie ma żadnych przeciwników, więc jedynym wyzwaniem jest sam teren. Poziomy są wielkie i otwarte, co potęguje liczbę możliwości.
Może się wydawać, że starczy ruszyć do akcji z młotem i przebić się przez ścianę, ale to tylko pozory. Cele misji najczęściej chronione są bowiem jakimś systemem bezpieczeństwa i alarmem. Gdy ten aktywujemy, mamy skromne 60 sekund na ucieczkę, lub pojawi się ochrona - a to koniec gry.
Celów na mapie jest kilka, więc nie możemy po prostu złapać jeden przedmioty i wskoczyć do samochodu. Zamiast tego należy rozejrzeć się po okolicy - nikt nam nie przeszkadza - i dokładnie zaplanować ścieżkę. Dopiero potem możemy wkroczyć do akcji i demolowania otoczenia.
Pojazdy bardzo się przydają, by przygotować dodatkowe ścieżki. Za pomocą buldożera można szybko wykonać "opcjonalne" przejście, lub też zburzyć całą ścianę - dlaczego nie, będzie przewiewnie. Z pomocą kluczowo umieszczonej deseczki można też dostać się na dach, jeśli preferujemy delikatność.
Wszystko to sprawia, że przez większość czasu obserwujemy okolicę i dokładnie planujemy ucieczkę, wykonując też "testowe" podejścia. Następnie podnosimy przedmiot i testujemy, jak plan wypadnie w praktyce, w bardzo ekscytującej sekwencji, a udana ucieczka jest wyjątkowo satysfakcjonująca.