Sand Land – recenzja. Obiecująca gra pokryta piachem
Anime i manga to wdzięczny materiał na gry wideo, czego dowiodła już niejedna adaptacja (choć było też wiele odwrotnych przypadków). Sand Land to kolejna próba przeniesienia japońskiej kreski na konsole i pecety.
Tym razem mamy do czynienia z adaptacją mangi zmarłego w tym roku Akiry Toriyamy. Gra przenosi nas do postapokaliptycznego świata, w którym ludzie i demony walczą o przetrwanie na jałowych pustkowiach. Głównym bohaterem, w którego przychodzi nam się wcielić, jest Beelzebub. Sądząc po imieniu i wyglądzie, mogłoby się wydawać, że to gagatek o niecnych zamiarach. W rzeczywistości jest to jednak postać skrywająca w sobie dużo ciepła. Beelzebub przemierza świat wraz z wojennym weteranem Rao oraz błyskotliwą mechanik Ann. Wspólnie starają się przetrwać w nieprzyjaznej i pełnej niebezpieczeństw rzeczywistości. Fabuła powinna zainteresować miłośników oryginału, ale w mojej opinii jest zdecydowanie zbyt przewidywalna. Blado wypadają także dialogi oraz sceny przerywnikowe.
Sand Land przenosi nas do otwartego - pustynnego i sporych rozmiarów - świata rozległy, który można swobodnie eksplorować. Przemierzanie pustkowi i odkrywanie różnych miejsc, takich jak opuszczone ruiny czy zloty handlarzy, daje dużo satysfakcji. Poza pustynią odwiedzamy też obszar z bujną roślinnością, stanowiący przyjemną odmianę. Na naszej drodze napotykamy NPC-ów i wykonujemy zadania, tak jak można by oczekiwać po grze osadzonej w otwartym świecie. Niestety, powtarzalność questów sprawiła, że szybko przestałem się nimi interesować.
Kluczową rolę w Sand Land odgrywają pojazdy. Przemierzając świat gry, korzystamy z różnorodnych maszyn, takich jak czołgi, mechy i motory, które nie tylko służą do przemieszczania się, ale również do walki i rozwiązywania zagadek. Każdy pojazd ma swoje unikalne cechy - czołg jest niezawodny w walce, mech łączy zdolności bojowe wręcz z tymi dystansowymi, a motory są szybkie i zwrotne. Maszyny możemy też personalizować - dodawać nową broń, silniki czy inne komponenty. Musimy tylko zbierać niezbędne zasoby podczas eksploracji świata oraz starć z przeciwnikami.
Starcia z wykorzystaniem maszyn wypadają zdecydowanie przyjemniej niż walka wręcz. Bijatyki są zbyt proste, aby zainteresować na dłużej. Sytuację poprawiłby sensowny system rozwoju - ten, co prawda, jest dostępny, ale w zbyt uproszczonej formie. Na szczęście potyczek z udziałem pojazdów jest wyraźnie więcej, ale to nie usprawiedliwia twórców, którzy powinni zdecydowanie bardziej przyłożyć się także do drugiego rodzaju walk.
Oprawa audiowizualna powinna zadowolić fanów. Sand Land umiejętnie odtwarza dzieła Toriyamy w ruchu i w trzech wymiarach. Oczywiście nie ma mowy o jakości rodem z gier AAA, ale twórcy poradzili sobie bardzo dobrze przy mocno ograniczonym, jak sądzę, budżecie. Cel-shadingowa, kolorowa grafika ma swój urok. O udźwiękowieniu też mogę napisać wyłącznie w pozytywach - pasuje jak ulał do atmosfery panującej w grze. Także aktorów do odegrania poszczególnych ról dobrano akuratnie.
Sand Land to ciekawa próba, której nie brakuje potencjału, ale wykonanie jest dalekie od oczekiwań. Otwarty świat, system pojazdów, starcia z ich wykorzystaniem czy sposób adaptacji oryginału są godne pochwały. Jednak przewidywalność fabuły, schematyczność zadań czy przeciętny system walki wręcz sprawiają, że trudno przetrwać przez całą fabułę, trwającej sporo ponad dwadzieścia godzin.