Radość to nie stosunek czasu do ceny

Świetnie bawiłeś się przy jakiejś grze, ale irytuje cię, że przy wysokiej cenie trwała tylko kilka godzin? Być może problem leży w toku myślenia.

Zdarzyło wam się kupić jakąś grę za więcej niż kilka złotych i dobrze się przy niej bawić aż do momentu, w którym okazało się, że trwa krócej, niż się spodziewaliście? Nie jesteście jedyni - z opiniami typu "zapłaciłem 120 złotych, a otrzymałem 5 godzin zabawy" można spotkać się na każdym kroku. Nie odbieram oczywiście nikomu prawa do bycia niezadowolonym - problem zaczyna się jednak w momencie, gdy zaczynamy przeliczać złotówki na minuty: 120 złotych na 5 godzin to aż 24 złote za godzinę. Jest to błędny tok rozumowania. I to błędny u podstaw.

Reklama

Rozgrywka rozgrywce nierówna

Po pierwsze: rozrywki nie da się zmierzyć ani policzyć. Jedna gra nierówna jest drugiej - nie zamieniłbym na przykład godziny spędzonej przy The Wolf Among Us na dziesięć godzin w Candy Crush Saga. To oczywiście bardzo subiektywna kwestia, ale ten właśnie subiektywizm to kolejny powód, dla którego nie można przeliczać czasu spędzonego na rozrywce na pieniądze.

Zwłaszcza że niektóre tytuły zaprojektowane zostały z myślą o dokładnie takiej długości, a nie innej, a ich cena wynika z nakładu pracy weń włożonego. Pierwszy przykład, który przychodzi mi do głowy to Little Inferno - gra kosztuje na Google Play 10 złotych, na AppStore prawie dwa razy tyle, ale za wersję konsolową w okolicach premiery trzeba było zapłacić 40 czy 50 złotych. Za grę trwającą kilka godzin. Wśród takich wczesnych nabywców znalazłem się i ja - i nie żałowałem żadnej złotówki wydanej na tę produkcję, bo jako całość stanowiła przeżycie, za które gotów byłbym zapłacić choćby i dwa razy tyle.

Z gustami się nie... pogrywa

Jednocześnie nie wyobrażam sobie sytuacji, w której miałbym wydać taką sumę na kolejny, nudny shooter (bez wytykania palcem) różniący się od poprzednich tak nieznacznie, że w zasadzie mogli go odrysować i dolepić numerek. Przy pełnej świadomości, że oprócz, dajmy na to, 10 godzin w kampanii, gra oferowałaby kolejne dziesiątki w formie multiplayera - wiem, że po kilku latach znacznie milej wspominałbym te kilkaset minut spędzonych przy Little Inferno.

(ctrl + c) + (ctrl + v) = zło

Nie wspominając już o tym, że powstaje dziś wiele gier, które z powodu takiej tendencji do przeliczania wypychane są sztucznie zawartością na zasadzie kopiuj+wklej. Developerzy wolą często pomnożyć kilka sekwencji, niż wydać produkt, który zachwyci nas i od początku do końca nie pozwoli nam się znudzić. To prawdziwa zmora tej branży, bo w efekcie gry są zwyczajnie gorsze. Winni jesteśmy my sami - my jako klienci. Stworzyliśmy potwora.

A mówimy przecież o grach, które mają cieszyć. Cieszmy się więc i płaćmy twórcom - oraz szanujmy ich decyzję o nierobieniu nas w konia, bo to coraz rzadsze podejście.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama