Problemy Sony z niezależnymi deweloperami
Japoński gigant jest znany z wydawania świetnych, wysokobudżetowych gier. Te przeważnie powstają w ramach PlayStation Studios. Tworzą je więksi deweloperzy - albo będący własnością Sony, albo ściśle z nim współpracujący. Owoce ich prac to m.in. God of War, Uncharted, The Last of Us, Spider-Man czy Ghost of Tsushima. Jednak Japończycy współpracują też z mniejszymi, niezależnymi producentami. I tutaj - podobno - sytuacja wygląda o wiele gorzej. Co dolega Sony?
W katalogu PlayStation Store znajduje się osobna sekcja poświęcona grom indie. Można znaleźć wśród nich takie tytuły, jak Disco Elysium, Oddworld Soulstorm, Maquette czy Operation: Tango (ostatnie trzy trafiły do usługi PlayStation Plus na premierę), a w przyszłości czekają nas premiery m.in. Kena: Bridge of Spirits, Little Devil Inside czy Jett: The Far Shore. Osoba postronna mogłaby sądzić, że Sony współpracuje wzorowo z niezależnymi deweloperami. Jednak prawda może być zupełnie inna.
W ostatnim czasie producenci gier indie zaczęli opowiadać szerzej o tym, jak układa się współpraca między nimi a japońskim koncernem. Najgłośniej wypowiedział się w tej sprawie Iain Garner, współzałożyciel firmy Neon Doctrine, odpowiedzialnej za takie tytuły, jak Hazel Sky, Doors of Insanity czy Project Altheia. Twórca stwierdził, że podzieli się swoimi przemyśleniami pomimo ryzyka, jakie się z tym wiąże (nietrudno sobie wyobrazić, jakie mogą być efekty takiego zachowania).
Według Garnera, największym problemem jest kwestia promowania gier tworzonych przez niezależnych deweloperów. W praktyce wsparcie Sony polega na wprowadzeniu danego tytułu do biblioteki, opublikowania zwiastuna na kanale PlayStation na YouTubie oraz notki na oficjalnym blogu PlayStation. Na tym współpraca się kończy. Japończycy nie dzielą się żadnymi statystykami ani nie dają dodatkowych możliwości promocji. Jedyne, co może zrobić deweloper, to zapłacić 25 tysięcy dolarów za płatną komunikację. Nie wpływa to w żaden sposób na prowizję od sprzedaży, która wynosi zawsze 30 proc. od przychodów.
Chcąc promować swoje gry, twórcy muszą mieć partnera po stronie Sony, ale ten jest przydzielany "według zapotrzebowania". Jednak nie jest w żaden sposób określone, na jakich zasadach się to odbywa i jakie wymagania trzeba spełnić, aby zyskać opiekuna, który pomoże w szerszej komunikacji w PlayStation Store. Mało tego, Sony rzadko zgadza się na uruchomienie promocji na premierę, czyli w momencie, w którym tytuł teoretycznie może zyskać największe zainteresowanie. A produkcje do bezpłatnej komunikacji japoński koncern wybiera podobno według nieznanego nikomu klucza. Bez znaczenia pozostaje więc na przykład to, jak duże zainteresowanie wokół niej zbudował deweloper własnym sumptem, przy wykorzystaniu własnych kanałów. Według Garnera, wydawanie gier na PlayStation staje się najdroższe na rynku.
"Lista życzeń [w PlayStation Store - przyp. red.] nie ma żadnego znaczenia, więc twój marketing nic nie znaczy dla Platformy X. Liczy się tylko ich wewnętrzna ocena. Jak ona jest dokonywana? Nie wiem, bo nikt się tym nie dzieli, podobnie jak wartością, jaką przypisują mojej grze. Podsumowując, Platforma X to bardzo udana i niesamowita konsola, ale ich backend oraz związane z nim procesy to rozwiązania przedpotopowe. Nie mam pojęcia, jak odnieść sukces na tej platformie, a jej przedstawiciele nie chcą mi powiedzieć" - zdradził na Twitterza Garner.
Szybko okazało się, że deweloperów rozczarowanych współpracą z Sony jest więcej. Po tweecie Garnera zagraniczne redakcje - głównie IGN oraz Kotaku - zaczęły otrzymywać od deweloperów liczne relacje dotyczące współpracy z Sony.
"O, tak, jest Nintendo, które cię wspiera, Microsoft, który cię wspiera, oraz Sony, które obsługuje własną maszynę do tworzenia gier AAA i pokazuje środkowy palec wszystkim innym" - napisał jeden z programistów w mailu do Kotaku. "Żadna platforma nie jest świetna, ale Sony jest szczególnie złe. Oni też wiedzą, że mają problem, i przyznają to w rozmowach z deweloperami, ale niczego w tej kwestii nie zmienili, więc problem w dalszym ciągu występuje" - stwierdził inny.
"Tak, PlayStation jest do bani dla niezależnych producentów. Prawie nic tam nie sprzedajemy w porównaniu z innymi dużymi konsolami. Jestem prawie przekonany, że na samym Itchu [nieszczególnie popularnej platformie skupiającej gry niezależne - przyp. red.] sprzedajemy więcej" - skomentował Jay Tholen, twórca Dropsy oraz Hypnospace.
Sony - przynajmniej na tę chwilę - milczy. Redakcja Kotaku poprosiła o komentarz, ale nie otrzymała go i najprawdopodobniej nie otrzyma. Należy zauważyć, że niezależni producenci gier żadnego z dużych wydawców nie uznają za wzór do naśladowania. Wielu z nich narzeka także na Nintendo. Microsoft - choć wypada najlepiej z "wielkiej trójcy" - też otrzymuje krytyczne komentarze. Jednak Sony zdaje się mieć największy problem z twórcami gier indie. Przyszłość pokaże, czy uda się go rozwiązać. Ciekawe, jak wzrosłoby zainteresowanie niezależnymi produkcjami, gdyby częściej trafiały one w widoczne miejsca w PlayStation Store, Microsoft Store oraz Nintendo eShop.