Polskie Agony sprzedaje się dobrze pomimo niskich ocen

​Polski horror Agony to jedna z najgorzej ocenianych produkcji ubiegłego roku. Kilka miesięcy po debiucie deweloperzy z Madmind Studio opublikowali poprawioną oraz wersję bez cenzury, co jednak poprawiło sytuację w niewielkim stopniu. Jak się okazuje, niska jakość nie przeszkadza w sprzedaży.

Jak poinformowało studio w oficjalnym komunikacie, Agony oraz Agony Unrated sprzedało się na całym świecie w nakładzie przekraczającym 150 tysięcy egzemplarzy. Co rzadkie, podano nawet podział na platformy: 90 tys. na PC oraz 60 tys. na konsole PS4, Xbox One oraz Nintendo Switch.

"Stan finansów Madmind Studio jest dobry, a spółka obecnie nie posiada już żadnego zadłużenia. Aktualne wpływy zapewniają samofinansowanie kolejnych dwóch produkcji, oraz wspieranie techniczne obu wersji Agony" - czytamy w oświadczeniu.

Jak dodają twórcy, raporty na temat sprzedaży spływają z dużym opóźnieniem, więc dzisiaj liczba sprzedanych egzemplarzy może już być dużo wyższa. W planach są kolejne przeceny w dystrybucji cyfrowej, co powinno poprawić budżet dwóch nadchodzących gier tego studia.

Reklama

"Dwa kolejne zapowiedziane tytuły - Paranoid i Succubus - zostały ciepło, i z dużym zainteresowaniem, przyjęte przez graczy i media" - napisano w komunikacie. "Suma zapisów na listy życzeń wszystkich gier Madmind Studio wynosi obecnie ponad 250 tysięcy".

W Agony gracze wcielają się w "umęczoną duszę", która - pozbawiona jakichkolwiek wspomnień - trafia do piekła. Aby uciec ze złowrogiej pułapki, bohater musi odnaleźć Czerwoną Boginię, która jako jedyna wie, jak dostać się z powrotem do świata żywych.

Specjalną zdolnością naszego boahtera jest możliwość przejmowania kontroli nad umysłami napotkanych istot - nie tylko ludzi, ale i demonów. Nie brakuje oczywiście walki z przeciwnikami, a same starcia są dosyć brutalne.

Produkcja ukazała się w maju i zebrała falę negatywnych recenzji. Wersję bez cenzury - oraz z szeregiem innych poprawek - na początku anulowano, lecz pod koniec października i tak wydano. Tu kolejny problem: posiadaczy podstawki i tak musieli ją kupić, choć z 90-procentową przeceną.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama