Okazuje się, że Kaer Morhen to nie tylko wiedźmińskie, zrujnowane zamczysko z powieści Andrzeja Sapkowskiego, ale także... nazwa kuźni, którą w garażu założył Artur Wysocki, trudniący się produkcją mieczy. Mężczyzna może pochwalić się licencją studia CD Projekt oraz pracą przy serialu Netflixa.
Kaer Morhen Forge - tak brzmi pełna nazwa kuźni - do każdego wykutego egzemplarza dołącza certyfikat autentyczności i zapewnia najwyższą jakość: wielogatunkową stal, tradycyjne, średniowieczne techniki, hartowanie, szlifowanie, artystyczne grawerowanie i perfekcyjne wyważenie.
Certyfikat autentyczności jest potrzebny, ponieważ większość produktów powstaje na licencji studia CD Projekt RED, które odpowiada oczywiście za trylogię gier o przygodach wiedźmina Geralta. Artur Wysocki z Kaer Morhen Forge tworzy swoje dzieła na podstawie projektów z tych tytułów, ale nie tylko. Na początku 2019 roku został także zaangażowany przez Netflix, by wspomóc prace nad serialem "Wiedźmin", który okazał się być ogromnym hitem i jedną z najchętniej oglądanych serii na tej platformie, a ta może przecież pochwalić się tysiącami przeróżnych pozycji z całego świata.
Wysocki głownie wykuwa ze stali sprężynowej 50 HF, hartowanej i odpuszczanej (rozgrzewanej w celu wzmocnienia) do twardości 50 lub 55 HRC. Kowal zapewnia, że przekłada się to na dużą wszechstronność: zarówno do treningu, jak i ostrzenia. Waga gotowego produktu to około 1,2-1,8 kg. Miecze opuszczające garażową kuźnię kosztują od 400 euro za najbardziej podstawowy, do 900 za model "mistrzowski". Do tego - jak przy kupowaniu samochodu - dochodzi sporo opcji dodatkowych, takich jak skórzane pochwy czy grawerowanie run. Tyle pieniędzy, by powiesić klingę na ścianie? Nic z tego.
W walce z innym człowiekiem, także wyposażonym w miecz, byłoby już nieco trudniej. Ostrza z powieści Sapkowskiego rządzą się bowiem prawami światów fantasy, a te często premiują wygląd, nie praktykę użytkowania. Stąd wziął się znany z gier fantazyjny jelec, przypominający ukośne widły.
Zamówień jednak nie brakuje. Klienci dzwonią i piszą z całego świata. Głównie z USA, ale także z Australii i Rosji. Niestety, obowiązkowy Wysocki większość próśb odrzuca, a rocznie powstaje tylko około ośmiu sztuk. Sami kupujący także często się rozmyślają, gdy widzą termin: za 6 miesięcy.
Wraz z angażem przez Netflix całość zapewne nieco się sformalizowała, lecz kowal przyznaje, że nie chce "zabijać magii" swojej kuźni, choćby przez stosowanie bardziej nowoczesnych technik czy sprzętu. Stąd tradycyjne palenisko i narzędzia, których kompletowanie zajęło długie lata. Są pewne wyjątki, jak automatyczna grawerka, zastępująca żmudne stukanie młotkiem w dłuto. Poza tym jest tradycyjnie.
Jak można się domyślać, pasja wzięła się z lektury powieści Sapkowskiego.
Popularność serialu Netflixa wywołała ogromny wzrost sprzedaży książek i gier, ale zwróciła też uwagę na kowala.
Planów na przyszłość nie brakuje. Te obejmują między innymi otwarcie kanału w serwisie YouTube oraz wykucie Sihilla, czyli legendarnego miecza z "Chrztu ognia".
(Interia / Pap life)