Pokaz Outriders, nowego shootera People Can Fly - relacja z wydarzenia

Outriders /materiały prasowe

​Strzelanki to jeden z najpopularniejszych gatunków w grach wideo, źródło rozrywki oraz satysfakcji. Polskie studio, doskonale znane miłośnikom shooterów, postanowiło dorzucić do tego element kooperacji i stworzyć kolejnego reprezentanta tego szerokiego gatunku, Outriders.

Sukces tkwi w niewiedzy

Patrząc na pokaz wydawanego przez Square Enix Outriders z perspektywy czasu, za jeden z najlepszych jego elementów uważam całkowity brak konkretnych informacji na temat samej gry przed organizacją eventu. W dzisiejszych czasach zanim jakiś tytuł ujrzy światło dzienne, większość graczy wie już o nim praktycznie wszystko. Zanim Infinity Ward zdążyło w ogóle potwierdzić planowaną premierę battle royale w Modern Warfare, gracze znali już jego nazwę i dogłębnie przyjrzeli się całej mapie nowego trybu.

Reklama

Nie oszukujmy się, podobnie będzie prawdopodobnie wyglądać sytuacja z Outriders. Do końca roku, kiedy gra ma ujrzeć światło dzienne, zostało jeszcze wystarczająco czasu, żeby poznać dodatkowe szczegóły na temat gry. Kiedy wchodziłem jednak na pokaz Outriders, widziałem tylko krótki zwiastun fabularny. Byłem zaskoczony każdym, pojedynczym elementem gry i sprawiało mi to mnóstwo frajdy.

Szczególnie biorąc pod uwagę, jak dużo czasu dostaliśmy z wersją demonstracyjną. Łącznie z Outriders mieliśmy okazję spędzić blisko siedem godzin. Demo trwało co prawda znacznie krócej, ale mieliśmy pełną swobodę w kwestii powtarzania go, grindowania misji pobocznych oraz eksplorowania wszystkiego, co pierwsze siedem poziomów postaci miało do zaoferowania.

Czym jest Outriders?

Mówiąc wprost, Outriders to przede wszystkim TPS, czyli strzelanka z perspektywą z trzeciej osoby, z wyraźnym naciskiem na kooperację oraz potencjalny grind. Chociaż większość lokacji jest zasypana przeszkodami, a gra została wyposażona w system chowania się za nimi w stylu The Division, według zapewnień deweloperów, nie jest to typowy cover shooter.

Outriders od większości dostępnych aktualnie na rynku strzelanek odróżnia połączenie klasycznego grindu i ulepszania ekwipunku charakterystycznego dla coop shooterów z oryginalnym systemem umiejętności. Przed rozpoczęciem kampanii tworzymy swoją postać i wybieramy klasę. Każda z nich ma zestaw swoich własnych umiejętności. W wersji demonstracyjnej mieliśmy do wyboru trzy różne klasy, które bardzo dobrze ze sobą współgrały. Jedna postać trzymała się na bliski dystans, wykorzystując głównie walkę wręcz, druga zajmowała się crowd control, a trzecia oferowała potężne obrażenia z nieco większej odległości.

People Can Fly zdecydowało się również na bardzo sprytne rozwiązanie pod kątem fabularnym. Ziemia została spisana na straty, a ocalali ludzie ruszyli w poszukiwaniu nowego domu. Outriders to grupa śmiałków, którzy pierwsi postawili stopy na nieznanej planecie i mieli za zadanie sprawdzić, czy jest ona bezpieczna dla pozostałych. Jak to zazwyczaj bywa w takich sytuacjach, nie wszystko poszło po naszej myśli, doszło do kilku nieporozumień i nagle znaleźliśmy się ładnych kilka lat później, w środku mrocznego, chaotycznego miejsca, gdzie głównym wrogiem nie są zamieszkujące planetę potwory, a zamieszkujących ją od niedawna ludzie.

Fabuła wydaje się bardzo przyjemna i na pewno dostarczy kilka emocjonujących fragmentów osobom szukającym w tego typu grach single playerowego doświadczenia. Co jednak najważniejsze, twórcy wrzucili Outriders w swój własny świat, gdzie wszystkie prawa są dozwolone. Nie są ograniczeni chociażby realiami historycznymi czy epoką, w jakiej osadzona została gra. Zachowując odrobinę logiki, People Can Fly może pozwoli sobie na dosłownie wszystko.

Klasyczny gameplay loop

Wersja demonstracyjna, którą mieliśmy okazję przetestować podczas pokazu Square Enix, za pierwszym razem zajęła nam około półtorej godziny. Chodziliśmy trochę po mapie, przyzwyczajaliśmy się do interfejsu i uczyliśmy się funkcjonować w trzyosobowej grupie. Ostatnie przejście trwało już nieco ponad 40 minut, kiedy wszyscy znali swoje umiejętności i wiedzieliśmy dokładnie, w którym kierunku iść.

People Can Fly przygotowało na potrzeby tego pokazu bardzo przemyślany fragment rozgrywki, sam początek gry. Dostaliśmy wstęp fabularny, krótki tutorial dotyczący sterowania i przeszliśmy kilka pierwszych misji, pobocznych oraz głównych. Na samym końcu czekał na nas potężny boss, największe wyzwanie całego dema. Przeciwnik miał swoje mechaniki, długi na pół ekranu pasek życia i funkcjonuje prawdopodobnie jako sprawdzian tego, czy zasługujemy na przejście do kolejnego etapu.

Pierwszy fragment dał również jasno do zrozumienia, że Outrider będzie funkcjonować systemem bardzo podobnym do większości tego typu tytułów. Wyraźny podział na powtarzalne misje poboczne oraz misje główne, otwarte mapy gwarantujące dodatkowe wyzwania oraz sklep pełny coraz to silniejszego ekwipunku, który wzmacnia naszych bohaterów i pozwala płynniej przechodzić przez kolejne misje.

Przyjemny i niewymuszony element kooperacji

Jeżeli śledzicie nas na mediach społecznościowych, widzieliście prawdopodobnie zdjęcia z pokazu Outriders, jakie publikowaliśmy przy okazji ogrywania nadchodzącego shootera People Can Fly. Sporych rozmiarów sala, poprzeplatana lodówkami z Red Bullami oraz stolikiem z gorącą kawą, była pełna trzyosobowych stanowisk do gry. Przy każdym z nich znajdowały się trzy zestawy komputerów. Rozsiedliśmy się wygodnie, wybraliśmy swój preferowany sposób sterowania i zaraz po przejściu tutoriala zostaliśmy połączeni w jedną grupę.

Od tego czasu w pojedynkę przyszło nam zagrać zaledwie kilka chwil, kiedy ktoś akurat był zajęty przeprowadzaniem wywiadu czy przerwą na lunch. Nikt do kooperacji nie zmuszał, a przejście dema solo pewnie momentami mogłoby przynieść więcej satysfakcji, ale to coop dostarczał najwięcej frajdy. Wszystkie trzy klasy bardzo zgrabnie się ze sobą uzupełniają, a łącznie się w grupy okazało się wyjątkowo szybkie.

Żadnych problemów z dostępem do misji, błędów w dołączaniu czy czekaniu, aż znajomy podgoni nas w fabule. Chcesz zagrać ze swoim kolegą? Wystarczy wejść w listę znajomych, wybrać odpowiedniego gracza i po krótkim ekranie ładowania stoicie ze sobą oko w oko, gotowi do podjęcia kolejnej misji.

Z Outriders mam ostatecznie tylko jeden problem. Po tym fragmencie nie jestem jeszcze w stanie stwierdzić, czy ta gra jest komuś potrzebna. Pierwsze wrażenia z tego typu gier zazwyczaj są bardzo pozytywne. Szczególnie wtedy, kiedy większość dema można przejść w kooperacji, eksperymentując z różnymi rodzajami ekwipunku w towarzystwie swoich znajomych. Przez te kilka godzin Outriders nie zdążyło jednak pokazać zbyt wielu rzeczy, które odbiegałyby od tego, co mają do zaoferowania inni reprezentanci tego gatunku.

Pamiętam, jak ekscytowałem się chociażby The Division, żeby zorientować się po kilkudziesięciu godzinach, że nie mam już absolutnie nic do roboty. Potem dałem złapać się nawet na drugą cześć. Niektórzy pewnie kojarzą przypadek pierwszego Destiny, uznawanego za najbardziej przehype’owaną grę aktualnej generacji. W tego typu grach chodzi o żywotność, oryginalność pomysłów i zaangażowanie społeczności. Demo Outriders wyglądało na solidny początek do czegoś w stylu Borderlands, przyjemnej i relaksującej gry do coopa.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Outriders
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy